Destiny's POV
To nie może się tak dziać,
pomyślałam przechylając szklany kieliszek, aż cała zawartość
nie znalazła się w moich ustach. Byłam już tak pijana, że nawet
nie potrzebowałam soku, aby móc zapić nieprzyjemny smak alkoholu.
Z niemałą siłą odstawiłam kieliszek na niski, drewniany stolik i
bezwładnie opadłam na skórzaną kanapę, zapadając się w jej
miękkich siedzeniach.
- To nie może się tak dziać – wyszeptałam mimowolnie, zagłuszona dudniącą muzyką.
Sytuacja, która miała miejsce ponad godzinę temu, wciąż jeszcze chodziła mi po głowie i nie pozwalała o sobie zapomnieć choćby na krótką chwilę. Tyczyło się to również mojego drugiego, wewnętrznego „ja”, które dodatkowo pobudzało moje myśli i poczucie winy.
Cóż za dziwkarskie zachowanie.
- To nie może się tak dziać – wyszeptałam mimowolnie, zagłuszona dudniącą muzyką.
Sytuacja, która miała miejsce ponad godzinę temu, wciąż jeszcze chodziła mi po głowie i nie pozwalała o sobie zapomnieć choćby na krótką chwilę. Tyczyło się to również mojego drugiego, wewnętrznego „ja”, które dodatkowo pobudzało moje myśli i poczucie winy.
Cóż za dziwkarskie zachowanie.
Ugh, zamknij się.
Ledwie rozstałaś się z
chłopakiem, a już obściskujesz się z następnym.
I to z jakim chłopakiem.
Odetchnęłam
głęboko, niezauważalnie potrząsając głową, aby odgonić
nieprzyjemne myśli. Zrobił ze mnie wariatkę, zaczęłam gadać
sama ze sobą, zupełnie jakbym miała dwie osobowości. To nie
powinno mieć miejsca.
- Nienawidzę go – warknęłam, uderzając ręką w oparcie.
Przeżywając coraz bardziej zaistniałą sytuację, nie miałam ochoty na dalszą zabawę. Czułam się okropnie. Justin zrobił ze mną co tylko chciał, a ja całkowicie poddałam się jego osobie, zapominając o całym otaczającym nas świecie. Cóż za żałosne i idiotyczne zachowanie. Moja zbyt rozwinięta wyobraźnia odezwała się w najmniej odpowiednim momencie. Ponownie poczułam delikatny dotyk ust Justina, tuż na swojej rozgrzanej szyi oraz obojczykach, zupełnie jakby pieścił moją skórę samym dotykiem swoich warg. Poczułam, jak serce w mojej piersi przyśpiesza swoje bicie na ponowne wspomnienie niesamowitych doznań, jakimi uraczył mnie brunet. Ugh, jesteś chujem, Bieber.
Justin's POV
- Nienawidzę go – warknęłam, uderzając ręką w oparcie.
Przeżywając coraz bardziej zaistniałą sytuację, nie miałam ochoty na dalszą zabawę. Czułam się okropnie. Justin zrobił ze mną co tylko chciał, a ja całkowicie poddałam się jego osobie, zapominając o całym otaczającym nas świecie. Cóż za żałosne i idiotyczne zachowanie. Moja zbyt rozwinięta wyobraźnia odezwała się w najmniej odpowiednim momencie. Ponownie poczułam delikatny dotyk ust Justina, tuż na swojej rozgrzanej szyi oraz obojczykach, zupełnie jakby pieścił moją skórę samym dotykiem swoich warg. Poczułam, jak serce w mojej piersi przyśpiesza swoje bicie na ponowne wspomnienie niesamowitych doznań, jakimi uraczył mnie brunet. Ugh, jesteś chujem, Bieber.
Justin's POV
Ostatni raz zaciągnąłem się papierosem i wyrzuciwszy niedopałek
za balkon, wypuściłem w powietrze chmurę szarego dymu. Nie miałem
pojęcia, która jest godzina, ani gdzie znajdują się dziewczyny
oraz Harry. Odetchnąłem głęboko, wpuszczając do płuc świeżą
dawkę niezbędnego tlenu i oparłszy się rękoma o barierkę,
pochyliłem się do przodu, spoglądając na tłum ludzi znajdujących
się na dworze. Byłem wystarczająco pijany, aby stracić równowagę
i wypaść za szklaną balustradę, jednak zupełnie mnie to nie
obchodziło, albowiem jedyne co miało dla mnie znaczenie, to
sylwetka Destiny lawirująca w tłumie ludzi. Mimowolnie oblizałem
usta, a wspomnienie wspólnie przeżytych chwil pojawiło się jak
żywe przed moimi oczami. Nagle poczułem jej zapach, a ciepło ciała
dziewczyny niemal paliło moje wargi. Miała tak delikatną i gładką
skórę, co sprawiało, że miałem cholerną ochotę, aby całować
jej ciało, kawałek po kawałku, nie omijając choćby najmniejszego
miejsca. Moje dłonie mimowolnie zacisnęły się na trzymanej przeze
mnie barierce, gdy jakiś chłopak zaczął tańczyć z Peers. Nikt
nie będzie jej kurwa bezkarnie dotykał, ona ma być moja, nie
pozwolę, żeby jakiś frajer się do niej przystawiał. Niemal z
całych sił odepchnąłem się od trzymanego metalu i odwróciwszy
się napięcie, czym prędzej zbiegłem po schodach, kierując się w
stronę patio.
- Kurwa, uważaj jak łazisz – warknąłem, czując jak moje ciało odbiło się od czyjego ramienia, przez co zachwiałem się niebezpiecznie. - Harry?
- Stary, wyświadcz sobie przysługę i trzymaj się już z dala od prochów i alkoholu – mruknął, uśmiechając się pod nosem.
- To nie ja lubię narkotyki, to one lubią mnie – odparłem, usiłując ominąć Harry'ego, jednak ten zastąpił mi drogę.
- Chodzi o nią? - Styles skinieniem głowy wskazał na szklane, balkonowe drzwi prowadzące na patio. - Nie wydaje się być zbytnio tobą zainteresowana – na jego usta wpełzł złośliwy uśmiech.
Harry doskonale wiedział co powiedzieć, aby jeszcze bardziej wytrącić mnie z równowagi i choć wydawałoby się, że usiłował mnie powstrzymać, jeszcze bardziej napędzał mnie do działania.
- Spierdalaj, Harry. Nie mam czasu na twoje beznadziejne gadki.
- Destiny nie jest tym typem dziewczyny i to cię wkurwia, co, Bieber? - stwierdził złośliwie.
- I tak będzie moja – mruknąłem, wymijając jego postawną sylwetkę.
Harry znał mnie lepiej, niż ktokolwiek inny i doskonale wiedział, że nie odpuszczę dopóki Destiny nie będzie na najmniejsze moje skinienie. Do cholery, jestem Justin Bieber, żadna nie ma prawa mi się oprzeć, a już na pewno nie ktoś taki jak Peers. Jeszcze trochę, a ta pyskata panna nie będzie potrafiła wytrzymać beze mnie choćby chwili. Wyminąłem grupkę jakichś pijanych dziewczyn, które tuliły się wzajemnie i znajdując się na świeżym powietrzu, czym prędzej ruszyłem w kierunku sylwetki Des. Brunetka wciąż tańczyła z tym samym kolesiem, trzymając jedną rękę na jego ramieniu, zaś drugą ściskała niebieski kubeczek, prawdopodobnie z jakimś trunkiem. Łapska tego frajera zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w stronę jej krągłego tyłka. Wyglądał jak jakiś jebany zwierz czyhający na swoją ofiarę. Czym prędzej odepchnąłem ludzi uniemożliwiających mi swobodny dostęp do Destiny i łapiąc ją za biodra, odciągnąłem do tyłu.
- Trzymaj łapy przy sobie – warknąłem, mocniej przyciągając do siebie Destiny, co sprawiło, że jej tyłek coraz bardziej napierał na moje krocze. Cholera.
Wściekłość, jaka malowała się w oczach tego frajera zniknęła szybciej, niż się pojawiła, gdy tylko dokładniej przyjrzał się mojej osobie.
- Bieber – jęknął, cofając się do tyłu.
Tak, to ja. A teraz spierdalaj.
- Sorry, nie wiedziałem, że jest z tobą – wybełkotał, przenosząc swój wzrok na Destiny, by po chwili ponownie spojrzeć w moją stronę.
Chłopak, powoli wycofując się do budynku, uniósł swoje ręce lekko do góry w geście poddania. Wyglądał co najmniej żałośnie. Poniekąd ogromnie bawiło mnie gdy ludzie, zdając sobie sprawę kim jestem, natychmiast stawali się grzeczni i potulni, usiłując zniknąć z mojego pola widzenia jak najszybciej i jak najdalej, lecz z drugiej strony niezmiernie się z tego cieszyłem, albowiem pokazywało to wyraźnie jak bardzo się mnie bali i zdecydowanie nie chcieli mieć ze mną do czynienia. Nie zastanawiając się choćby przez chwilę, czym prędzej obróciłem Destiny przodem do siebie, opierając jej ciało o betonową ścianę budynku.
- Świetnie się bawiłam, a ty musiałeś tu przyjść i wszystko spieprzyć – mruknęła wyraźnie niezadowolona, pociągając łyk piwa.
- Nie pozwolę, żeby któryś z tych frajerów kładł swoje łapy tam, gdzie nie powinien – odparłem, napierając na jej drobne ciało.
Poczułem jak Peers lekko poruszyła biodrami, lecz tak delikatny ruch wystarczył, aby mój członek mógł ją wyczuć.
Cholera.
Mimowolnie oblizałem usta, odbierając z jej ręki niebieski kubek, by po chwili wypić niemal całą jego zawartość. Byłem już wystarczająco pijany, jednak potrzebowałem orzeźwienia, a rozgrzane ciało Destiny, napierające na mojego penisa, wcale nie polepszało sprawy. Nie powinienem w takim stanie przebywać w towarzystwie Peers już nigdy więcej. Moje mięśnie natychmiast automatycznie same się napięły, gdy tylko poczułem ciepły oddech Destiny tuż przy swoim uchu, a opuszki jej palców łaskotały skórę mojej szyi.
- Myślisz, że tobie wolno kłaść swoje ręce gdzie tylko zapragniesz, Bieber? - jej niski, uwodzicielski głos sprawił, że całe moje ciało przeszedł lekki dreszcz.
Co ona sobie wyobrażała? Założyła tą swoją krótką, obcisłą sukienkę, która ledwo przysłania jej tyłek i usiłowała stosować wobec mnie jakieś swoje pieprzone gierki, które prawdę mówiąc cholernie na mnie działały. Była doskonała w tym co robiła i choć zdawałem sobie sprawę, że jej zachowanie jest jak najbardziej przemyślane i celowe, nie potrafiłem się temu oprzeć.
- Przecież tobie wszystko wolno, mam rację? - mruknęła, przejeżdżając paznokciem wzdłuż linii mojej szczęki, aby następnie przenieść swoją dłoń na moje włosy i zatapiając w nich długie palce, lekko pociągnęła za ich końce.
Zapach perfum Destiny, wdychany z każdą kolejną chwilą, powodował jeszcze większy wzrost podniecenie, jakie zdążyło nagromadzić się w moim ciele. Jej delikatny i subtelny dotyk działał na mnie kojąco, lecz z drugiej strony cholernie pobudzał moje zmysły, powodując, iż zupełnie traciłem głowę.
- Nie myśl sobie, że różnisz się czymkolwiek od tych innych gości – ciągnęła, muskając ustami płatek mojego ucha, by po chwili złożyć delikatne muśnięcia na linii szczęki oraz szyi.
Znajdowałem się na przegranej pozycji i za cholerę nie potrafiłem się pozbierać i odsunąć od siebie Destiny, która naparła na mnie jeszcze bardziej, sprawiając, iż nie pozostało choćby najmniejszej dzielącej nasze ciała przestrzeni. Jej miękkie usta niemal pieściły skórę mojej szyi, która na domiar złego była jednym z najwrażliwszych miejsc jakie posiadałem. Nie liczyło się nic więcej oprócz jej osoby, dla której w zaistniałej sytuacji mógłbym zrobić wszystko, ulegając najbardziej wymyślnym zachciankom. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym, a co dopiero zebrać myśli. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mój oddech stał się nierówny i szybki, a serce znacznie przyśpieszyło swoje bicie. Mimowolnie zacisnąłem dłoń na biodrze dziewczyny, lecz ta natychmiast zabrała moją rękę.
- Powiedziałam ci, że niczym nie różnisz się od tamtych facetów – usłyszałem ponownie tuż przy uchu jej uwodzicielski głos.
- Nie żartuj sobie, że nie mogę cię dotknąć – wydyszałem, zbliżając nasze twarze niebezpiecznie blisko.
Destiny uśmiechnęła się zalotnie i przygryzła lekko dolną wargę. Cholera, to było zajebiście seksowne. Poczułem jak jej usta delikatnie dotykając moich, gdy jeszcze bardziej przybliżyła swoją twarz.
- Nie możesz.
Pulchne, ciepłe wargi Destiny na moment złączyły się z moimi, gdy wypowiedziała te dwa, krótkie słowa. Jak bardzo i szybko potrafiła doprowadzić mnie na skraj mojej wytrzymałości, a także sprawić, że zupełnie straciłem głowę było wprost nieprawdopodobne. Mogła robić co tylko chciała, na wszystko bym jej pozwolił. Nagle zdałem sobie sprawę, że Destiny usiłuje odsunąć mnie od siebie, zupełnie ignorując wszelkie próby sprzeciwu z mojej strony, na co jęknąłem niezadowolony. Nie chciałem, żeby przestawała. Pragnąłem czuć jej dotyk na mojej skórze oraz ją samą tuż przy swoim ciele i móc wdychać słodką woń perfum jakich używała, napawając się każdą, najkrótsza chwilą. Czułem się zajebiście skołowany, dodatkowo alkohol coraz bardziej dawał o sobie znać, co zaczynało powodować początkowe zawroty głowy.
- Jeszcze będziesz o to błagać – odparłem, krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się łobuzersko.
- Wątpię – jej obojętny i beznamiętny ton ponownie zastąpił miejsce uwodzicielskiego głosu.
Destiny odwróciła się i ruszyła w stronę tańczącego tłumu, zalotnie kołysząc biodrami, by następnie całkowicie zniknąć z mojego pola widzenia. To zdecydowanie nie tak miało być.
- Kurwa, uważaj jak łazisz – warknąłem, czując jak moje ciało odbiło się od czyjego ramienia, przez co zachwiałem się niebezpiecznie. - Harry?
- Stary, wyświadcz sobie przysługę i trzymaj się już z dala od prochów i alkoholu – mruknął, uśmiechając się pod nosem.
- To nie ja lubię narkotyki, to one lubią mnie – odparłem, usiłując ominąć Harry'ego, jednak ten zastąpił mi drogę.
- Chodzi o nią? - Styles skinieniem głowy wskazał na szklane, balkonowe drzwi prowadzące na patio. - Nie wydaje się być zbytnio tobą zainteresowana – na jego usta wpełzł złośliwy uśmiech.
Harry doskonale wiedział co powiedzieć, aby jeszcze bardziej wytrącić mnie z równowagi i choć wydawałoby się, że usiłował mnie powstrzymać, jeszcze bardziej napędzał mnie do działania.
- Spierdalaj, Harry. Nie mam czasu na twoje beznadziejne gadki.
- Destiny nie jest tym typem dziewczyny i to cię wkurwia, co, Bieber? - stwierdził złośliwie.
- I tak będzie moja – mruknąłem, wymijając jego postawną sylwetkę.
Harry znał mnie lepiej, niż ktokolwiek inny i doskonale wiedział, że nie odpuszczę dopóki Destiny nie będzie na najmniejsze moje skinienie. Do cholery, jestem Justin Bieber, żadna nie ma prawa mi się oprzeć, a już na pewno nie ktoś taki jak Peers. Jeszcze trochę, a ta pyskata panna nie będzie potrafiła wytrzymać beze mnie choćby chwili. Wyminąłem grupkę jakichś pijanych dziewczyn, które tuliły się wzajemnie i znajdując się na świeżym powietrzu, czym prędzej ruszyłem w kierunku sylwetki Des. Brunetka wciąż tańczyła z tym samym kolesiem, trzymając jedną rękę na jego ramieniu, zaś drugą ściskała niebieski kubeczek, prawdopodobnie z jakimś trunkiem. Łapska tego frajera zaczęły niebezpiecznie zbliżać się w stronę jej krągłego tyłka. Wyglądał jak jakiś jebany zwierz czyhający na swoją ofiarę. Czym prędzej odepchnąłem ludzi uniemożliwiających mi swobodny dostęp do Destiny i łapiąc ją za biodra, odciągnąłem do tyłu.
- Trzymaj łapy przy sobie – warknąłem, mocniej przyciągając do siebie Destiny, co sprawiło, że jej tyłek coraz bardziej napierał na moje krocze. Cholera.
Wściekłość, jaka malowała się w oczach tego frajera zniknęła szybciej, niż się pojawiła, gdy tylko dokładniej przyjrzał się mojej osobie.
- Bieber – jęknął, cofając się do tyłu.
Tak, to ja. A teraz spierdalaj.
- Sorry, nie wiedziałem, że jest z tobą – wybełkotał, przenosząc swój wzrok na Destiny, by po chwili ponownie spojrzeć w moją stronę.
Chłopak, powoli wycofując się do budynku, uniósł swoje ręce lekko do góry w geście poddania. Wyglądał co najmniej żałośnie. Poniekąd ogromnie bawiło mnie gdy ludzie, zdając sobie sprawę kim jestem, natychmiast stawali się grzeczni i potulni, usiłując zniknąć z mojego pola widzenia jak najszybciej i jak najdalej, lecz z drugiej strony niezmiernie się z tego cieszyłem, albowiem pokazywało to wyraźnie jak bardzo się mnie bali i zdecydowanie nie chcieli mieć ze mną do czynienia. Nie zastanawiając się choćby przez chwilę, czym prędzej obróciłem Destiny przodem do siebie, opierając jej ciało o betonową ścianę budynku.
- Świetnie się bawiłam, a ty musiałeś tu przyjść i wszystko spieprzyć – mruknęła wyraźnie niezadowolona, pociągając łyk piwa.
- Nie pozwolę, żeby któryś z tych frajerów kładł swoje łapy tam, gdzie nie powinien – odparłem, napierając na jej drobne ciało.
Poczułem jak Peers lekko poruszyła biodrami, lecz tak delikatny ruch wystarczył, aby mój członek mógł ją wyczuć.
Cholera.
Mimowolnie oblizałem usta, odbierając z jej ręki niebieski kubek, by po chwili wypić niemal całą jego zawartość. Byłem już wystarczająco pijany, jednak potrzebowałem orzeźwienia, a rozgrzane ciało Destiny, napierające na mojego penisa, wcale nie polepszało sprawy. Nie powinienem w takim stanie przebywać w towarzystwie Peers już nigdy więcej. Moje mięśnie natychmiast automatycznie same się napięły, gdy tylko poczułem ciepły oddech Destiny tuż przy swoim uchu, a opuszki jej palców łaskotały skórę mojej szyi.
- Myślisz, że tobie wolno kłaść swoje ręce gdzie tylko zapragniesz, Bieber? - jej niski, uwodzicielski głos sprawił, że całe moje ciało przeszedł lekki dreszcz.
Co ona sobie wyobrażała? Założyła tą swoją krótką, obcisłą sukienkę, która ledwo przysłania jej tyłek i usiłowała stosować wobec mnie jakieś swoje pieprzone gierki, które prawdę mówiąc cholernie na mnie działały. Była doskonała w tym co robiła i choć zdawałem sobie sprawę, że jej zachowanie jest jak najbardziej przemyślane i celowe, nie potrafiłem się temu oprzeć.
- Przecież tobie wszystko wolno, mam rację? - mruknęła, przejeżdżając paznokciem wzdłuż linii mojej szczęki, aby następnie przenieść swoją dłoń na moje włosy i zatapiając w nich długie palce, lekko pociągnęła za ich końce.
Zapach perfum Destiny, wdychany z każdą kolejną chwilą, powodował jeszcze większy wzrost podniecenie, jakie zdążyło nagromadzić się w moim ciele. Jej delikatny i subtelny dotyk działał na mnie kojąco, lecz z drugiej strony cholernie pobudzał moje zmysły, powodując, iż zupełnie traciłem głowę.
- Nie myśl sobie, że różnisz się czymkolwiek od tych innych gości – ciągnęła, muskając ustami płatek mojego ucha, by po chwili złożyć delikatne muśnięcia na linii szczęki oraz szyi.
Znajdowałem się na przegranej pozycji i za cholerę nie potrafiłem się pozbierać i odsunąć od siebie Destiny, która naparła na mnie jeszcze bardziej, sprawiając, iż nie pozostało choćby najmniejszej dzielącej nasze ciała przestrzeni. Jej miękkie usta niemal pieściły skórę mojej szyi, która na domiar złego była jednym z najwrażliwszych miejsc jakie posiadałem. Nie liczyło się nic więcej oprócz jej osoby, dla której w zaistniałej sytuacji mógłbym zrobić wszystko, ulegając najbardziej wymyślnym zachciankom. Nie potrafiłem skupić się na niczym innym, a co dopiero zebrać myśli. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mój oddech stał się nierówny i szybki, a serce znacznie przyśpieszyło swoje bicie. Mimowolnie zacisnąłem dłoń na biodrze dziewczyny, lecz ta natychmiast zabrała moją rękę.
- Powiedziałam ci, że niczym nie różnisz się od tamtych facetów – usłyszałem ponownie tuż przy uchu jej uwodzicielski głos.
- Nie żartuj sobie, że nie mogę cię dotknąć – wydyszałem, zbliżając nasze twarze niebezpiecznie blisko.
Destiny uśmiechnęła się zalotnie i przygryzła lekko dolną wargę. Cholera, to było zajebiście seksowne. Poczułem jak jej usta delikatnie dotykając moich, gdy jeszcze bardziej przybliżyła swoją twarz.
- Nie możesz.
Pulchne, ciepłe wargi Destiny na moment złączyły się z moimi, gdy wypowiedziała te dwa, krótkie słowa. Jak bardzo i szybko potrafiła doprowadzić mnie na skraj mojej wytrzymałości, a także sprawić, że zupełnie straciłem głowę było wprost nieprawdopodobne. Mogła robić co tylko chciała, na wszystko bym jej pozwolił. Nagle zdałem sobie sprawę, że Destiny usiłuje odsunąć mnie od siebie, zupełnie ignorując wszelkie próby sprzeciwu z mojej strony, na co jęknąłem niezadowolony. Nie chciałem, żeby przestawała. Pragnąłem czuć jej dotyk na mojej skórze oraz ją samą tuż przy swoim ciele i móc wdychać słodką woń perfum jakich używała, napawając się każdą, najkrótsza chwilą. Czułem się zajebiście skołowany, dodatkowo alkohol coraz bardziej dawał o sobie znać, co zaczynało powodować początkowe zawroty głowy.
- Jeszcze będziesz o to błagać – odparłem, krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się łobuzersko.
- Wątpię – jej obojętny i beznamiętny ton ponownie zastąpił miejsce uwodzicielskiego głosu.
Destiny odwróciła się i ruszyła w stronę tańczącego tłumu, zalotnie kołysząc biodrami, by następnie całkowicie zniknąć z mojego pola widzenia. To zdecydowanie nie tak miało być.
***
Destiny's
POV
Minęły
prawie dwa tygodnie od czasu imprezy u Chaza, a ja wciąż nie
potrafiłam spojrzeć Justinowi w oczy. Brzydziłam się sobą,
brzydziłam się nim, a przede wszystkimi rzeczami, które robiliśmy
tego feralnego dnia. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, iż
musiałam jeszcze przez około miesiąc sprzątać z nim tą
pieprzoną szkołę, co wiązało się z widywaniem Justina
codziennie po szkole i cholernie działało mi to na nerwy.
Nienawidziłam go za to, jak wyglądał, jak na mnie parzył, w jaki
sposób do mnie mówił i za to jak bardzo starał się być wobec
mnie uprzejmy, a jeszcze bardziej wkurzał mnie fakt, że tak
naprawdę nie mogłam go za to wszystko nienawidzić, co tylko
jeszcze bardziej podjudzało moją nienawiść. Czasem zastanawiałam
się, czy nie wolałabym Justina, który był dupkiem, obrzydliwie
opryskliwym i aroganckim dupkiem, który nie przejmował się niczym
i miał gdzieś wszystko co mówię oraz robię, Justina, który się
nie starał i troszczył jedynie o własną dupę, lecz natychmiast
na samo wspomnienie o jego nagłej opiekuńczości i czułości moje
serce zaczynało bić dziesięć razy szybciej, a ja nienawidziłam
go jeszcze bardziej za to, co ze mną robił. Po pewnym czasie
zaczęłam jednak zdawać sobie sprawę, że owa nienawiść nie jest
i nigdy nie była prawdziwa, lecz jedynie maskowała zupełnie inne,
tak bardzo przeciwne do niej uczucie, którego za nic w świecie nie
chciałam uwolnić i zdając sobie z tego sprawę, stałam się
jeszcze bardziej oschła w stosunku do Justina, który z czasem na
powrót stał się zimny i całkowicie obojętny na moją osobę.
Było mi to całkowicie na rękę i choć zaczynałam cierpieć - w
głębi serca niemal błagając, aby na powrót stał się tym
opiekuńczym i miłym chłopakiem - miałam nadzieję, że jego
obojętność pozwoli mi zapomnieć, a po skończonej karze nawet nie
będę pamiętać jego imienia. Gdybym tylko wiedziała, jak bardzo
się myliłam. Rozpoczynał się właśnie pierwszy tydzień drugiego
miesiąca naszej kary, a dyrektorka przydzieliła nam jeszcze gorszą
pracę, niż wspólne sprzątanie szkoły.
- Chciałabym, żebyście pomogli w malowaniu pomieszczenia na przyrządy do ćwiczeń – oznajmiła, opierając dłonie o swoje duże, mahoniowe biurko.
- Nie może pani zatrudnić do tego jakichś ludzi? - spytał Justin.
Kątem oka dostrzegłam, jak prostuje się na krześle, obitym zielonym materiałem, a jego dłonie powędrowały na oparcia. Wydawał się być niezwykle opanowany, zupełnie inaczej, niż podczas naszej pierwszej, wspólnej wizyty w gabinecie dyrektorki.
- Jeśli skończycie malować przed końcem waszej kary, zwolnię was ze sprzątania – uśmiechnęła się triumfalnie.
Doskonale wiedziała, że zgodzimy się na taki układ. Zniszczyliśmy mienie szkoły, a ona i tak szła nam na rękę. Opcja ta wydawała się być znacznie lepsza, niż sprzątanie szkoły przez kolejny miesiąc, bowiem jeśli skończymy wcześniej, skończy się również nasza kara, jednak z drugiej strony dla mnie było to fatalnie rozwiązanie. Doskonale radziłam sobie z uczuciami, jakie – zupełnie nieproszone – zaczynały powoli pojawiać się w moim sercu, a malowanie tego kantorka wiązało się z przebywaniem z Justinem w jednym pomieszczeniu, bez możliwości ucieczki. Tak, to było żałosne, ale podczas sprzątania uciekałam od niego możliwie jak najdalej, usiłując zająć się zupełnie inną czynnością, która w żaden sposób nie zmusiłaby mnie to konfrontacji z nim.
- Zgoda – usłyszałam niski głos Justina, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Destiny? - dyrektorka spojrzała w moją stronę, zapewne oczekując potwierdzenia.
Co innego mogłam zrobić?
- Ta, jasne.
I tak źle i tak niedobrze.
Przez pierwsze kilka dni musieliśmy wystawić wszystkie przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu, co było dość czasochłonne, więc niezmiernie ucieszyłam się, gdy pan Williams zaoferował nam swoją pomoc, dzięki czemu z pewnością skończyliśmy wszystko ze dwa dni wcześniej i spokojnie mogliśmy zabrać się do malowania.
Ruszyłam w stronę półeczki, na której umieściliśmy wszystkie potrzebne nam przyrządy, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć swojej puszki z farbą. Niechętnie ruszyłam w stronę Justina, zmuszona poprowadzić z nim rozmowę.
- Mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest moja farba?
Bieber tylko wzruszył ramionami.
- Ty przynosiłeś farby, więc chciałabym wiedzieć gdzie jest moja.
Znów cisza. Okay, Des. Tylko spokojnie.
- Nie mogę zacząć malować, jeśli nie ma tej farby.
Czułam jak z każdą koleiną chwilą coraz bardziej się we mnie gotuje, a fakt, że zupełnie ignorował moją osobę jeszcze bardziej mnie drażnił.
- Nie jestem kurwa powietrzem, Justin! - Mógł być na mnie zły, obrażony i co tam jeszcze tylko sobie zapragnął, ale nie będzie mnie ignorować. - O co ci do cholery chodzi?! Rozumiem, że jesteś wkurwiony, ale nie traktuj mnie jakbym była nikim! - Nim zdałam sobie sprawę co robię, z całych sił popchnęłam go na drzwi od kantorka, sprawiając, że wpadł prosto na klamkę.
- Chcesz wiedzieć o co mi chodzi?! Proszę bardzo! - Justin odepchnął się dłońmi od drzwi, ruszając w moją stronę. - Ja cię traktuję jakbyś była nikim?! Od czasu imprezy zachowujesz się jak zimna suka, mając mnie i to co do ciebie mówię głęboko w dupie! Zapierdalałem jak pojebany, starałem się, a co w zamian dostałem?! - Ryknął. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. - Czego ty teraz ode mnie oczekujesz?!
Nie odpowiedziałam.
- Czego?! - ryknął, przybliżając się niebezpiecznie blisko.
- Nikt ci nie kazał za mną latać i udawać jakiegoś pieprzonego gentlemana – warknęłam.
- Stąpasz po cienkim lodzie, Des.
- Więc wytłumacz mi po co to wszystko? Tak bardzo mnie nie lubiłeś, więc po co to było?!
Justin niespodziewanie zmniejszył dzielącą nas odległość, popychając mnie na ścianę, a jego dłonie spoczęły po obu stronach mojej głowy. Mogłam wyraźnie poczuć, jak jego klatka piersiowa unosi się w zdecydowanie zbyt szybkim tempie, a serce bije ze zdwojoną siłą. Justin jeszcze bardziej naparł na mnie swoim ciałem, co sprawiło, iż dzieląca nas przestrzeń zupełnie przestała istnieć.
- Nie miałem pojęcia jak to zrobić – mruknął, pochylając się w stronę mojego ucha. - Chciałem, żebyś była moja. Tylko moja, Desy.
Poczułam, że powoli zaczynam tracić grunt pod nogami. Wiedziałam, że Justin doskonale czuje łomoczące serce w mojej piersi, które usilnie próbowało wydostać się z mojej piersi - do niego. Nie potrafiłam złapać tchu, a słowa chłopaka wciąż dźwięczały w mojej głowie, odbijając się echem i powracały ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Cały świat przestał istnieć, a ciepło bijące od ciała Justina, jeszcze bardziej potęgowało wszelkie odczucia. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Byłam przygotowana na wszystko, lecz nie na słowa, które w głębi duszy tak bardzo chciałam usłyszeć. Nagle poczułam jak głowa Justina lekko poruszyła się w bok, a jego chłodne usta spoczęły tuż na moim policzku, delikatnie muskając wargi. Ten subtelny i finezyjny pocałunek sprawił, iż poczułam dziwny niepokój, który już po chwili tylko się umocnił. Justin powoli odsunął się ode mnie, zawieszając swoje spojrzenie tuż na moich oczach. Usiłowałam dostrzec w nich to, co przed chwilą mi powiedział, modliłam się, abym ujrzała tam uczucie, które odwzajemniałoby te, które żywiłam do niego, lecz w jego spojrzeniu nie malowało się nic prócz bólu i żalu. Zdecydowanie nie to chciałam zobaczyć. Serce w mojej piersi łomotało jak szalone, gdy zrobił to, czego najbardziej się obawiałam. Justin nieśpiesznie cofnął się do tyłu, opuszkami palców przejeżdżając po moim policzku i wkładając ręce do kieszeni swoich nisko opuszczonych spodni, ruszył w stronę wyjścia.
- Nie zostawiaj mnie – błagałam łamiącym się głosem, czując jak rosnąca gula w moim gardle uniemożliwia mi jakąkolwiek rozmowę.
- Przepraszam – szepnął odchodząc, zabierając ze sobą najważniejszą cząstkę mnie.
________________________________________________________________
- Chciałabym, żebyście pomogli w malowaniu pomieszczenia na przyrządy do ćwiczeń – oznajmiła, opierając dłonie o swoje duże, mahoniowe biurko.
- Nie może pani zatrudnić do tego jakichś ludzi? - spytał Justin.
Kątem oka dostrzegłam, jak prostuje się na krześle, obitym zielonym materiałem, a jego dłonie powędrowały na oparcia. Wydawał się być niezwykle opanowany, zupełnie inaczej, niż podczas naszej pierwszej, wspólnej wizyty w gabinecie dyrektorki.
- Jeśli skończycie malować przed końcem waszej kary, zwolnię was ze sprzątania – uśmiechnęła się triumfalnie.
Doskonale wiedziała, że zgodzimy się na taki układ. Zniszczyliśmy mienie szkoły, a ona i tak szła nam na rękę. Opcja ta wydawała się być znacznie lepsza, niż sprzątanie szkoły przez kolejny miesiąc, bowiem jeśli skończymy wcześniej, skończy się również nasza kara, jednak z drugiej strony dla mnie było to fatalnie rozwiązanie. Doskonale radziłam sobie z uczuciami, jakie – zupełnie nieproszone – zaczynały powoli pojawiać się w moim sercu, a malowanie tego kantorka wiązało się z przebywaniem z Justinem w jednym pomieszczeniu, bez możliwości ucieczki. Tak, to było żałosne, ale podczas sprzątania uciekałam od niego możliwie jak najdalej, usiłując zająć się zupełnie inną czynnością, która w żaden sposób nie zmusiłaby mnie to konfrontacji z nim.
- Zgoda – usłyszałam niski głos Justina, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Destiny? - dyrektorka spojrzała w moją stronę, zapewne oczekując potwierdzenia.
Co innego mogłam zrobić?
- Ta, jasne.
I tak źle i tak niedobrze.
Przez pierwsze kilka dni musieliśmy wystawić wszystkie przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu, co było dość czasochłonne, więc niezmiernie ucieszyłam się, gdy pan Williams zaoferował nam swoją pomoc, dzięki czemu z pewnością skończyliśmy wszystko ze dwa dni wcześniej i spokojnie mogliśmy zabrać się do malowania.
Ruszyłam w stronę półeczki, na której umieściliśmy wszystkie potrzebne nam przyrządy, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć swojej puszki z farbą. Niechętnie ruszyłam w stronę Justina, zmuszona poprowadzić z nim rozmowę.
- Mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest moja farba?
Bieber tylko wzruszył ramionami.
- Ty przynosiłeś farby, więc chciałabym wiedzieć gdzie jest moja.
Znów cisza. Okay, Des. Tylko spokojnie.
- Nie mogę zacząć malować, jeśli nie ma tej farby.
Czułam jak z każdą koleiną chwilą coraz bardziej się we mnie gotuje, a fakt, że zupełnie ignorował moją osobę jeszcze bardziej mnie drażnił.
- Nie jestem kurwa powietrzem, Justin! - Mógł być na mnie zły, obrażony i co tam jeszcze tylko sobie zapragnął, ale nie będzie mnie ignorować. - O co ci do cholery chodzi?! Rozumiem, że jesteś wkurwiony, ale nie traktuj mnie jakbym była nikim! - Nim zdałam sobie sprawę co robię, z całych sił popchnęłam go na drzwi od kantorka, sprawiając, że wpadł prosto na klamkę.
- Chcesz wiedzieć o co mi chodzi?! Proszę bardzo! - Justin odepchnął się dłońmi od drzwi, ruszając w moją stronę. - Ja cię traktuję jakbyś była nikim?! Od czasu imprezy zachowujesz się jak zimna suka, mając mnie i to co do ciebie mówię głęboko w dupie! Zapierdalałem jak pojebany, starałem się, a co w zamian dostałem?! - Ryknął. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. - Czego ty teraz ode mnie oczekujesz?!
Nie odpowiedziałam.
- Czego?! - ryknął, przybliżając się niebezpiecznie blisko.
- Nikt ci nie kazał za mną latać i udawać jakiegoś pieprzonego gentlemana – warknęłam.
- Stąpasz po cienkim lodzie, Des.
- Więc wytłumacz mi po co to wszystko? Tak bardzo mnie nie lubiłeś, więc po co to było?!
Justin niespodziewanie zmniejszył dzielącą nas odległość, popychając mnie na ścianę, a jego dłonie spoczęły po obu stronach mojej głowy. Mogłam wyraźnie poczuć, jak jego klatka piersiowa unosi się w zdecydowanie zbyt szybkim tempie, a serce bije ze zdwojoną siłą. Justin jeszcze bardziej naparł na mnie swoim ciałem, co sprawiło, iż dzieląca nas przestrzeń zupełnie przestała istnieć.
- Nie miałem pojęcia jak to zrobić – mruknął, pochylając się w stronę mojego ucha. - Chciałem, żebyś była moja. Tylko moja, Desy.
Poczułam, że powoli zaczynam tracić grunt pod nogami. Wiedziałam, że Justin doskonale czuje łomoczące serce w mojej piersi, które usilnie próbowało wydostać się z mojej piersi - do niego. Nie potrafiłam złapać tchu, a słowa chłopaka wciąż dźwięczały w mojej głowie, odbijając się echem i powracały ze zdwojoną siłą. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Cały świat przestał istnieć, a ciepło bijące od ciała Justina, jeszcze bardziej potęgowało wszelkie odczucia. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Byłam przygotowana na wszystko, lecz nie na słowa, które w głębi duszy tak bardzo chciałam usłyszeć. Nagle poczułam jak głowa Justina lekko poruszyła się w bok, a jego chłodne usta spoczęły tuż na moim policzku, delikatnie muskając wargi. Ten subtelny i finezyjny pocałunek sprawił, iż poczułam dziwny niepokój, który już po chwili tylko się umocnił. Justin powoli odsunął się ode mnie, zawieszając swoje spojrzenie tuż na moich oczach. Usiłowałam dostrzec w nich to, co przed chwilą mi powiedział, modliłam się, abym ujrzała tam uczucie, które odwzajemniałoby te, które żywiłam do niego, lecz w jego spojrzeniu nie malowało się nic prócz bólu i żalu. Zdecydowanie nie to chciałam zobaczyć. Serce w mojej piersi łomotało jak szalone, gdy zrobił to, czego najbardziej się obawiałam. Justin nieśpiesznie cofnął się do tyłu, opuszkami palców przejeżdżając po moim policzku i wkładając ręce do kieszeni swoich nisko opuszczonych spodni, ruszył w stronę wyjścia.
- Nie zostawiaj mnie – błagałam łamiącym się głosem, czując jak rosnąca gula w moim gardle uniemożliwia mi jakąkolwiek rozmowę.
- Przepraszam – szepnął odchodząc, zabierając ze sobą najważniejszą cząstkę mnie.
________________________________________________________________
Witam
Was kochani po baaaaardzo długiej przerwie. Wiem, że obiecywałam,
że rozdział pojawi się wcześniej, jednak miałam problemy z
blogiem i za cholerę nie mogłam dodać rozdziału.
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM
Oby
teraz się udało.
Mam teraz 4 miesiące wolnego zanim pójdę na studia i postaram się w tym czasie zakończyć to opowiadanie, lecz to od Was będzie zależało co stanie się dalej z naszymi bohaterami. Tak, poważnie zastanawiam się nad drugą częścią.
Co myślicie o całej sytuacji, jaka powstała między Desy (to takie słodkie, że Justin użył swojego własnego zdrobnienia *.*) a Justinem? Myślicie, że jego intencje są szczere czy może posunął się aż tak daleko, aby tylko zdobyć Destiny?
Jeśli ktoś z Was ma jakieś pytania do mnie, odnośnie bloga, bohaterów etc., lub po prostu chciałby ze mną pogadać, zapraszam na ASKA i TWITTERA :)
Nowy rozdział już w trakcie pisania, więc mam nadzieję, że niedługo się pojawi.
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, że jesteście tu ze mną ♥
Mam teraz 4 miesiące wolnego zanim pójdę na studia i postaram się w tym czasie zakończyć to opowiadanie, lecz to od Was będzie zależało co stanie się dalej z naszymi bohaterami. Tak, poważnie zastanawiam się nad drugą częścią.
Co myślicie o całej sytuacji, jaka powstała między Desy (to takie słodkie, że Justin użył swojego własnego zdrobnienia *.*) a Justinem? Myślicie, że jego intencje są szczere czy może posunął się aż tak daleko, aby tylko zdobyć Destiny?
Jeśli ktoś z Was ma jakieś pytania do mnie, odnośnie bloga, bohaterów etc., lub po prostu chciałby ze mną pogadać, zapraszam na ASKA i TWITTERA :)
Nowy rozdział już w trakcie pisania, więc mam nadzieję, że niedługo się pojawi.
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, że jesteście tu ze mną ♥
W końcu się doczekałam :D Jak zwykle warto było czekać. Podoba mi się w tym opowiadaniu wszystko, a każdy rozdział jest bardzo ciekawy. Co do drugiej części, to jestem za ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam http://unbreakable18.blogspot.com/ ;)
JEZUUUUUUUUU DZIEWCZYNO KOCHAM CIE UIOEGJVEROIGVJERIO
OdpowiedzUsuńkłócą się a on nagle ją do ściany, myślałam już że ją pocałuje okjfoiwefjwer
boooże oby intencje Justina były szczere! ;d
to jest takie świetne, czytałam dwa razy ♥
czekam na następny! (:
<3
OdpowiedzUsuńjejku jaki boski rozdział, a ta końcówka najlepsza <3 to takie romantyczne, jejku, ogólnie ta impreza i wszystko, takie emocje że normalnie brak słów ;c jestem ciekawa w co ten Justin gra, czy to była prawda czy co? jejku nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, oby był szybko kocham <3 i weny życzę <3
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaa genialne.!
OdpowiedzUsuńHej kochana!
OdpowiedzUsuńJeeeeejjj! W końcu się doczekałam! Było warto tyle czekać! :)
Uwielbiam tę sytuację na imprezie. Jak ja uwielbiam jak oni się droczą, a tutaj to przeszli już samych siebie :P Poproszę więcej takich scen! Normalnie, mordka aż sama mi się cieszyła jak to czytałam :D
Sytuacja w tym pomieszczeniu też zajebista, aż wstrzymałam oddech czytając najpierw ich kłótnię, a następnie to wyznanie! Lecz nadal nie mogę rozgryźć co siedzie w Justinie. Niby chce się zabawić, ale jednak trochę się zaangażował. Ładnie mi namieszałaś w głowie :P
Pozdrawiam i całuję! ;**
Jeju co się dzieje ;o
OdpowiedzUsuńNiech on poczuje do niej coś mocniejszego niż tylko to, że tak bardzo chce ją mieć sjfhakdfakcbs
Świetny rozdział xx
@raspberrix
Rewelacyjny !!! *.*
OdpowiedzUsuńKocham to! Nie mogę doczekać się nexta! <3
Jak obiecałam, kochana, tak robię. <3 Gdy tylko zauważyłam na tt, że dodałaś nowy rozdział, cała uradowana wparowałam na Twojego bloga, o mało nie rozwalając laptopa. ( Ach, ten wolny internet. -.- )
OdpowiedzUsuńI nie myliłam się. Rozdział wspaniały. Nie. Ten rozdział jest świetny.. Nie. To jest cudo, po prostu cudo. Inaczej tego nie można opisać, mam nadzieję, iż zdajesz sobie z tego sprawę? Te ich cholerne gierki, doprowadzają mnie do szału, ale wzbudzają we mnie również radość. Nie potrafię ich rozgryźć i nie wiem, czy Justin rzeczywiście coś poczuł do Destiny, czy może się zgrywa..
Jedno jest pewne. Nasza kochana Desy ( Aw, masz rację, to słodkie :3) się zakochała. Justin dopiął swego, mam jedynie nadzieję, iż zrozumie.. Że nie tylko ona coś czuje, ale i również on.
Tak się cieszę, że do nas już wróciłaś! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Czekam, wierna czytelniczka. <3
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/
jeju jak słodko się zrobiło pod koniec.
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny, czekam na kolejny ♥
Zajebiste ;)
OdpowiedzUsuńz niecierpliwośćią czekam na następny super boski rozdział ;)
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, ale warto było tyle czekać. TO JEST WSPANIAŁE. Już pisałam to wcześniej, ale muszę to powtórzyć; kocham Twój styl pisania. Jest tak przyjemny i lekki, że nawet nie zauważa się, kiedy dobiega koniec rozdziału. Masz talent.
OdpowiedzUsuńKońcówka dosłownie zwaliła mnie z nóg, nie spodziewałam się tego. Biedna Destiny zakochała się w Justinie i jestem ciekawa czy z wzajemnością. Mam tylko nadzieję, że Bieber nie stanie się od razu dla niej milutki, etc.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, vdgsh ~ @dropxbieber