Zadowolony i pełen rozpierającej mnie
dumy odpaliłem samochód. W moich żyłach wciąż jeszcze buzowała
adrenalina, lecz zaczynała powoli słabnąć z każdą następną
chwilą. Odetchnąłem głęboko, wyciągając z paczki papierosa i
odpalając go ogniem, wydobywającym się z fioletowej zapalniczki.
Uchyliłem okno i nim zdążyłem wypuścić dym z ust, głowa Chaza
pojawiła się w moim samochodzie.
- Gliny tu jadą!
Nim się zorientowałem wsiadał już do swojego auta w kolorze dojrzałej limonki. Czym prędzej nacisnąłem pedał gazu, maksymalnie wbijając go w ziemię i zmieniając biegi starałem się jak najszybciej odjechać z tego miejsca, aby policja mnie nie złapała.
Destiny's POV
- Gliny tu jadą!
Nim się zorientowałem wsiadał już do swojego auta w kolorze dojrzałej limonki. Czym prędzej nacisnąłem pedał gazu, maksymalnie wbijając go w ziemię i zmieniając biegi starałem się jak najszybciej odjechać z tego miejsca, aby policja mnie nie złapała.
Destiny's POV
Rozejrzałam się
dookoła, usiłując dojrzeć w tłumie ludzi moją blondwłosą
przyjaciółkę, jednak nadaremnie. W pośpiechu wyciągnęłam z
kieszeni telefon i wybrałam numer Channell, a moje ręce lekko
drżały, gdy przyłożyłam iPhone'a do ucha. Wiedziałam, że gdy
policja złapie mnie na miejscu wyścigów będę mieć przesrane.
Czym prędzej ruszyłam w stronę głównej drogi. Zaklęłam pod
nosem, gdy przyjaciółka po raz kolejny nie odebrała komórki. Tuż
za sobą usłyszałam odgłos policyjnej syreny. Nie wiedząc co mam
zrobić i jak się zachować, zaczęłam czym prędzej biec. Wpadłam
w panikę, za cholerę nie chciałam aby zabrali mnie na komisariat,
tym samym o mało nie wpadając pod samochód, który zatrzymał się
tuż przy mnie.
- Wsiadaj!
Usłyszałam i czym prędzej wykonałam polecenie, nad niczym się nie zastanawiając.
- Lepiej zapnij pas.
Niski, lekko zachrypnięty głos doszedł do moich uszu. Byłam zbyt przerażona, aby spojrzeć na chłopaka, albowiem nigdy jeszcze nie byłam ścigana przez policję. Mój oddech był płytki i przyśpieszony, głośno przełknęłam ślinę, starając się uspokoić, jednak na nic zdały się moje starania. Czułam, że jedziemy znacznie szybciej, niż powinniśmy i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że właśnie wsiadłam do samochodu z jakimś obcym facetem. Czym prędzej odwróciłam głowę w stronę kierowcy, a moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi, gdy chłopak gwałtownie wszedł w zakręt, znajdując się na drodze, która prowadziła pod prąd.
- Chyba sobie żartujesz! - wrzasnęłam, nie panując nad swoim głosem. - Zjedź na właściwy pas!
- Zaraz – mruknął ze stoickim spokojem, który doprowadził mnie niemal do szału.
Z całych sił ścisnęłam fotel, czując jak moje ciało wciska się w niego pod wpływem prędkości. Z trudem spojrzałam w boczne lusterka, lecz gdy tylko ujrzałam oddalające się policyjne wozy, mimowolnie odetchnęłam z ulgą, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. Mój wzrok ponownie powędrował na chłopaka, który już uśmiechał się triumfalnie, pewny swojej wygranej w pościgu. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna niebezpiecznie pulsować. To był ten chłopak, który popchnął mnie na korytarzu. Będę teraz musiała podziękować mu za uratowanie mi tyłka. Zacisnęłam zęby, a na moich ustach pojawił się grymas. Brunet wykonał kolejny ostry zakręt i nieco zwolnił, gdy znaleźliśmy się już w bezpiecznej pozycji, lecz po chwili znów przyśpieszył, wyjeżdżając na główną drogę, tym razem już właściwym pasem.
- Gdybyś nie uciekała, nawet by się do ciebie nie przyczepili – stwierdził, uśmiechając się ironicznie.
Puściłam jego uwagę mimo uszu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ma cholerną rację. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie pouczał. Tym bardziej ktoś taki jak on – zadufany w sobie dupek. Chłopak najwyraźniej jednak zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ uśmiechnął się jeszcze szerzej, spoglądając na mnie z pogardą. Modliłam się, aby nie wybuchnąć i nie rozszarpać go na drobne kawałeczki. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji i nie myślałam racjonalnie, kompletnie głupiejąc. Jego uwaga nie podlegała nawet dyskusji.
- Muszę pojechać w pewne miejsce – zaczął, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Może to i nawet lepiej, nie musiałam oglądać jego min. – Przez ten cały pościg, który mi zagwarantowałaś nie mam teraz czasu, więc jestem zmuszony zabrać cię ze sobą – powiedział wyraźnie niezadowolony.
- Nie prosiłam cię o pomoc – warknęłam.
- Masz rację, mogłem cię tam zostawić – odparł, przyśpieszając. - Tym bardziej powinnaś być mi wdzięczna.
- Wsiadaj!
Usłyszałam i czym prędzej wykonałam polecenie, nad niczym się nie zastanawiając.
- Lepiej zapnij pas.
Niski, lekko zachrypnięty głos doszedł do moich uszu. Byłam zbyt przerażona, aby spojrzeć na chłopaka, albowiem nigdy jeszcze nie byłam ścigana przez policję. Mój oddech był płytki i przyśpieszony, głośno przełknęłam ślinę, starając się uspokoić, jednak na nic zdały się moje starania. Czułam, że jedziemy znacznie szybciej, niż powinniśmy i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że właśnie wsiadłam do samochodu z jakimś obcym facetem. Czym prędzej odwróciłam głowę w stronę kierowcy, a moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi, gdy chłopak gwałtownie wszedł w zakręt, znajdując się na drodze, która prowadziła pod prąd.
- Chyba sobie żartujesz! - wrzasnęłam, nie panując nad swoim głosem. - Zjedź na właściwy pas!
- Zaraz – mruknął ze stoickim spokojem, który doprowadził mnie niemal do szału.
Z całych sił ścisnęłam fotel, czując jak moje ciało wciska się w niego pod wpływem prędkości. Z trudem spojrzałam w boczne lusterka, lecz gdy tylko ujrzałam oddalające się policyjne wozy, mimowolnie odetchnęłam z ulgą, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. Mój wzrok ponownie powędrował na chłopaka, który już uśmiechał się triumfalnie, pewny swojej wygranej w pościgu. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna niebezpiecznie pulsować. To był ten chłopak, który popchnął mnie na korytarzu. Będę teraz musiała podziękować mu za uratowanie mi tyłka. Zacisnęłam zęby, a na moich ustach pojawił się grymas. Brunet wykonał kolejny ostry zakręt i nieco zwolnił, gdy znaleźliśmy się już w bezpiecznej pozycji, lecz po chwili znów przyśpieszył, wyjeżdżając na główną drogę, tym razem już właściwym pasem.
- Gdybyś nie uciekała, nawet by się do ciebie nie przyczepili – stwierdził, uśmiechając się ironicznie.
Puściłam jego uwagę mimo uszu. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ma cholerną rację. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie pouczał. Tym bardziej ktoś taki jak on – zadufany w sobie dupek. Chłopak najwyraźniej jednak zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ uśmiechnął się jeszcze szerzej, spoglądając na mnie z pogardą. Modliłam się, aby nie wybuchnąć i nie rozszarpać go na drobne kawałeczki. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji i nie myślałam racjonalnie, kompletnie głupiejąc. Jego uwaga nie podlegała nawet dyskusji.
- Muszę pojechać w pewne miejsce – zaczął, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Może to i nawet lepiej, nie musiałam oglądać jego min. – Przez ten cały pościg, który mi zagwarantowałaś nie mam teraz czasu, więc jestem zmuszony zabrać cię ze sobą – powiedział wyraźnie niezadowolony.
- Nie prosiłam cię o pomoc – warknęłam.
- Masz rację, mogłem cię tam zostawić – odparł, przyśpieszając. - Tym bardziej powinnaś być mi wdzięczna.
- Jesteś
cholernym dupkiem! - zagrzmiałam.
On jednak tylko zaśmiał się perliście, wyciągając z paczki papierosa. Nim się zorientowałam schował do kieszeni zapalniczkę i wypuścił z ust niemal perfekcyjne kółko z dymu. Odwróciłam głowę w stronę okna i niewidzącym wzrokiem wpatrywałam się w krajobraz za szybą, usiłując przypomnieć sobie jak on miał na imię. Austin, Dustin...
- Justin...
Poczułam na sobie wzrok chłopaka. Zamknęłam oczy, marszcząc nos. Czy ja właśnie powiedziałam to na głos? Zaklęłam w myślach, mentalnie uderzając się w twarz.
- Co jest? - mruknął, wypuszczając dym.
Wciąż czułam, że bacznie mi się przygląda, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
- Mógłbyś otworzyć okno? Udusić się można – odparłam szybko.
Justin bez słowa uchylił szybę, aby po chwili wyrzucić za nią niedopałek. Delikatnie przekręciłam głowę w jego stronę, przyglądając się profilowi bruneta. Dostrzegłam, że jego niemal idealnie zarysowana szczęka była minimalnie zaciśnięta, kości policzkowe miał lekko uwydatnione, a kolor jego pełnych ust przywodził na myśl odcień dojrzałych malin. Przełknęłam ślinę i natychmiast odwróciłam wzrok, gdy zdałam sobie sprawę, że przyglądam się brunetowi znacznie za długo. Kątem oka dostrzegłam, jak Justin przygryza policzki, a jego jabłko podnosi się, gdy chłopak przełknął ślinę, by po chwili z powrotem opaść na swoje miejsce. Byłam pewna, że brunet zaraz jakoś skomentuje moje zachowanie, jednak nic takiego się nie stało. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, usiłując ponownie dodzwonić się do Channell, jednak przyjaciółka wciąż nie odbierała telefonu. Zaklęłam w myślach, wywracając oczami, na samą myśl o spędzeniu z tym dupkiem nie wiadomo ile czasu. Spojrzałam na Justina kątem oka, lustrując wzrokiem jego rękę, na której malowało się mnóstwo tatuaży, choć widziałam jedynie odcinek do łokcia. Brunet przeczesał palcami swoje ułożone do góry włosy i zerkając na swój złoty zegarek, zaklął pod nosem, a następnie znacznie przyśpieszył. Denerwowała mnie pasująca cisza w samochodzie, chłopak nie włączył nawet głupiego radia.
- Jestem Desti... - zaczęłam, lecz Justin natychmiast mi przerwał.
- Wiem jak masz na imię – uciął krótko, nie odrywając wzroku od drogi.
- Fantastycznie – burknęłam pod nosem, odwracając się w stronę okna.
Usiłowałam być miła, jednak upewniłam się tylko w przekonaniu, że jest dupkiem, cholernym, niewychowanym dupkiem. Zauważyłam, że wjeżdżamy na ulicę pełną przepychu, gdzie domy były większe, niż nasze trzy osiedlowe domki stojące obok siebie. Rozejrzałam się dookoła, zdając sobie sprawę, iż znajdujemy się w jednej z najbogatszych dzielnic Los Angeles. Byłam pewna, że jesteśmy tu jedynie przejazdem, lecz gdy brunet zatrzymał się przez pokaźnych rozmiarów rezydencją, zupełnie zbiło mnie to z tropu.
- Będziesz tu tak siedzieć i się gapić czy wysiądziesz?
Wzruszyłam obojętnie ramionami i bez słowa wysiadłam z auta. Gdzie twoja pewność siebie Des? Gdzie ta pyskata dziewczyna, którą zawsze jesteś? Denerwował mnie fakt, że brunet zachowywał się w stosunku do mnie tak, jak ja zachowywałabym się na co dzień w stosunku do niego. Zanim zdążyłam mu cokolwiek odpysknąć, on już miał gotową odpowiedź, czym doprowadzał mnie niemal do białej gorączki. Dyskretnie rozglądając się dookoła, ruszyłam za chłopakiem, który właśnie wchodził na patio za domem, gdzie trwała niesamowita impreza. Justin usiadł w pustej altance i nim się zorientowałam, na jego kolanach znalazła się jakaś długonoga blondynka, która wpiła się w jego usta, zupełnie niczym pijawka, która za nic nie chce puścić swojego żywiciela. Chłopak jednak po chwili z trudem odsunął ją od siebie i klepnął w tyłek, szepcząc coś do ucha, na co ta zaśmiała się idiotycznie, co zapewne było spowodowane litrami alkoholu w jej krwi, choć byłam skłonna stwierdzić, że nie tylko. Głupota biła od niej na kilometr. Blondynka chwiejnym krokiem wyszła z altanki, zaczepiając po drodze jakiegoś chłopaka. Przypatrywałam się całej sytuacji z niesmakiem i obrzydzeniem na ustach. Gdy tylko Justin na mnie spojrzał, wywróciłam teatralnie oczyma, udając odruch wymiotny.
- Co to było?! - warknął, poprawiając się na ławce.
- Co? - spytałam niewinnie, zajmując miejsce obok bruneta. - Coś ci się przywidziało – powiedziałam ironicznie.
- Ślepy nie jestem, głupi tym bardziej – wysyczał, nachylając się nade mną.
- Nie? - spytałam, robiąc zdziwioną minę. - Wiesz, polemizowałabym nad tym o ile w ogóle wiesz co to znaczy – odparłam, uśmiechając się sztucznie.
Oczy Justina zwęziły się w drobne szparki, a żyła na jego skroni zaczęła niebezpiecznie się ujawniać i pulsować ze zdwojoną siłą. Czyżby kogoś zabolało ego? Zanim chłopak zdążył rzucić mi się do gardła, podszedł do nas wysoki blondyn, którego chwilę wcześniej zaczepiła owa dziewczyna wpychająca Justinowi język do gardła.
- Kogo ja tu widzę – powiedział przyjaźnie, witając się przyjacielsko z brunetem. - Rzuć ognia – mruknął, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
Odpalił jednego z nich i wypuścił w powietrze chmurę dymu, która poleciała prosto w moją stronę. Blondyn dopiero wtedy mnie zauważył.
- No proszę – mruknął, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głowy. - Justin, ty niewychowany fiucie, przedstawiłbyś mnie swojej uroczej przyjaciółce – wyszczerzył do mnie zęby.
Poczułam nagłe ciepło w sercu.
- Ona nie jest moją przyjaciółką – warknął brunet. - Poza tym sam mógłbyś wykazać trochę kultury i się przedstawić – powiedział obojętnie.
- Prawdę mówiąc, to kobieta powinna wyciągnąć pierwsza rękę, mężczyźnie nie wypada, to niegrzecznie – puścił do mnie oko, zaciągając się papierosem, a następnie wypuszczając w powietrze dym.
- Och, tak? Więc to wszystko moja wina? - próbowałam być poważna, jednak przez uśmiech, który cisnął mi się na usta, wątpię, że osiągnęłam pożądany efekt.
- Dokładnie! Ale możemy zapomnieć o tym co powinniśmy, a czego nie – wyciągnął do mnie rękę – Chaz Calvin – uśmiechnął się uroczo.
Uścisnęłam dłoń. Aż trudno mi było uwierzyć, że taki dupek jak Justin ma tak sympatycznych znajomych.
- Destiny Peers – odparłam z uśmiechem na ustach.
- Chaz, nie mam czasu na twoje flirty z przypadkową dziewczyną, możemy zając się sprawą? - spytał Justin, kładąc znaczący nacisk na słowo sprawa.
Chaz spojrzał obojętnie na bruneta, lecz po chwili kiwnął głową, aby ten ruszył za nim.
- Wybacz, interesy – mruknął Chaz przepraszającym tonem. - Powinieneś częściej ją przyprowadzać – usłyszałam na odchodnym jego głos, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam.
On jednak tylko zaśmiał się perliście, wyciągając z paczki papierosa. Nim się zorientowałam schował do kieszeni zapalniczkę i wypuścił z ust niemal perfekcyjne kółko z dymu. Odwróciłam głowę w stronę okna i niewidzącym wzrokiem wpatrywałam się w krajobraz za szybą, usiłując przypomnieć sobie jak on miał na imię. Austin, Dustin...
- Justin...
Poczułam na sobie wzrok chłopaka. Zamknęłam oczy, marszcząc nos. Czy ja właśnie powiedziałam to na głos? Zaklęłam w myślach, mentalnie uderzając się w twarz.
- Co jest? - mruknął, wypuszczając dym.
Wciąż czułam, że bacznie mi się przygląda, jednak ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
- Mógłbyś otworzyć okno? Udusić się można – odparłam szybko.
Justin bez słowa uchylił szybę, aby po chwili wyrzucić za nią niedopałek. Delikatnie przekręciłam głowę w jego stronę, przyglądając się profilowi bruneta. Dostrzegłam, że jego niemal idealnie zarysowana szczęka była minimalnie zaciśnięta, kości policzkowe miał lekko uwydatnione, a kolor jego pełnych ust przywodził na myśl odcień dojrzałych malin. Przełknęłam ślinę i natychmiast odwróciłam wzrok, gdy zdałam sobie sprawę, że przyglądam się brunetowi znacznie za długo. Kątem oka dostrzegłam, jak Justin przygryza policzki, a jego jabłko podnosi się, gdy chłopak przełknął ślinę, by po chwili z powrotem opaść na swoje miejsce. Byłam pewna, że brunet zaraz jakoś skomentuje moje zachowanie, jednak nic takiego się nie stało. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, usiłując ponownie dodzwonić się do Channell, jednak przyjaciółka wciąż nie odbierała telefonu. Zaklęłam w myślach, wywracając oczami, na samą myśl o spędzeniu z tym dupkiem nie wiadomo ile czasu. Spojrzałam na Justina kątem oka, lustrując wzrokiem jego rękę, na której malowało się mnóstwo tatuaży, choć widziałam jedynie odcinek do łokcia. Brunet przeczesał palcami swoje ułożone do góry włosy i zerkając na swój złoty zegarek, zaklął pod nosem, a następnie znacznie przyśpieszył. Denerwowała mnie pasująca cisza w samochodzie, chłopak nie włączył nawet głupiego radia.
- Jestem Desti... - zaczęłam, lecz Justin natychmiast mi przerwał.
- Wiem jak masz na imię – uciął krótko, nie odrywając wzroku od drogi.
- Fantastycznie – burknęłam pod nosem, odwracając się w stronę okna.
Usiłowałam być miła, jednak upewniłam się tylko w przekonaniu, że jest dupkiem, cholernym, niewychowanym dupkiem. Zauważyłam, że wjeżdżamy na ulicę pełną przepychu, gdzie domy były większe, niż nasze trzy osiedlowe domki stojące obok siebie. Rozejrzałam się dookoła, zdając sobie sprawę, iż znajdujemy się w jednej z najbogatszych dzielnic Los Angeles. Byłam pewna, że jesteśmy tu jedynie przejazdem, lecz gdy brunet zatrzymał się przez pokaźnych rozmiarów rezydencją, zupełnie zbiło mnie to z tropu.
- Będziesz tu tak siedzieć i się gapić czy wysiądziesz?
Wzruszyłam obojętnie ramionami i bez słowa wysiadłam z auta. Gdzie twoja pewność siebie Des? Gdzie ta pyskata dziewczyna, którą zawsze jesteś? Denerwował mnie fakt, że brunet zachowywał się w stosunku do mnie tak, jak ja zachowywałabym się na co dzień w stosunku do niego. Zanim zdążyłam mu cokolwiek odpysknąć, on już miał gotową odpowiedź, czym doprowadzał mnie niemal do białej gorączki. Dyskretnie rozglądając się dookoła, ruszyłam za chłopakiem, który właśnie wchodził na patio za domem, gdzie trwała niesamowita impreza. Justin usiadł w pustej altance i nim się zorientowałam, na jego kolanach znalazła się jakaś długonoga blondynka, która wpiła się w jego usta, zupełnie niczym pijawka, która za nic nie chce puścić swojego żywiciela. Chłopak jednak po chwili z trudem odsunął ją od siebie i klepnął w tyłek, szepcząc coś do ucha, na co ta zaśmiała się idiotycznie, co zapewne było spowodowane litrami alkoholu w jej krwi, choć byłam skłonna stwierdzić, że nie tylko. Głupota biła od niej na kilometr. Blondynka chwiejnym krokiem wyszła z altanki, zaczepiając po drodze jakiegoś chłopaka. Przypatrywałam się całej sytuacji z niesmakiem i obrzydzeniem na ustach. Gdy tylko Justin na mnie spojrzał, wywróciłam teatralnie oczyma, udając odruch wymiotny.
- Co to było?! - warknął, poprawiając się na ławce.
- Co? - spytałam niewinnie, zajmując miejsce obok bruneta. - Coś ci się przywidziało – powiedziałam ironicznie.
- Ślepy nie jestem, głupi tym bardziej – wysyczał, nachylając się nade mną.
- Nie? - spytałam, robiąc zdziwioną minę. - Wiesz, polemizowałabym nad tym o ile w ogóle wiesz co to znaczy – odparłam, uśmiechając się sztucznie.
Oczy Justina zwęziły się w drobne szparki, a żyła na jego skroni zaczęła niebezpiecznie się ujawniać i pulsować ze zdwojoną siłą. Czyżby kogoś zabolało ego? Zanim chłopak zdążył rzucić mi się do gardła, podszedł do nas wysoki blondyn, którego chwilę wcześniej zaczepiła owa dziewczyna wpychająca Justinowi język do gardła.
- Kogo ja tu widzę – powiedział przyjaźnie, witając się przyjacielsko z brunetem. - Rzuć ognia – mruknął, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
Odpalił jednego z nich i wypuścił w powietrze chmurę dymu, która poleciała prosto w moją stronę. Blondyn dopiero wtedy mnie zauważył.
- No proszę – mruknął, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głowy. - Justin, ty niewychowany fiucie, przedstawiłbyś mnie swojej uroczej przyjaciółce – wyszczerzył do mnie zęby.
Poczułam nagłe ciepło w sercu.
- Ona nie jest moją przyjaciółką – warknął brunet. - Poza tym sam mógłbyś wykazać trochę kultury i się przedstawić – powiedział obojętnie.
- Prawdę mówiąc, to kobieta powinna wyciągnąć pierwsza rękę, mężczyźnie nie wypada, to niegrzecznie – puścił do mnie oko, zaciągając się papierosem, a następnie wypuszczając w powietrze dym.
- Och, tak? Więc to wszystko moja wina? - próbowałam być poważna, jednak przez uśmiech, który cisnął mi się na usta, wątpię, że osiągnęłam pożądany efekt.
- Dokładnie! Ale możemy zapomnieć o tym co powinniśmy, a czego nie – wyciągnął do mnie rękę – Chaz Calvin – uśmiechnął się uroczo.
Uścisnęłam dłoń. Aż trudno mi było uwierzyć, że taki dupek jak Justin ma tak sympatycznych znajomych.
- Destiny Peers – odparłam z uśmiechem na ustach.
- Chaz, nie mam czasu na twoje flirty z przypadkową dziewczyną, możemy zając się sprawą? - spytał Justin, kładąc znaczący nacisk na słowo sprawa.
Chaz spojrzał obojętnie na bruneta, lecz po chwili kiwnął głową, aby ten ruszył za nim.
- Wybacz, interesy – mruknął Chaz przepraszającym tonem. - Powinieneś częściej ją przyprowadzać – usłyszałam na odchodnym jego głos, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam.
Poczułam
wibracje w kieszeni mojej kurtki i czym prędzej wyciągnęłam z
niej telefon, z nadzieją, że Channell wreszcie raczyła spojrzeć
do swojego telefonu. Moje nadzieje, jednak szybko się rozwiały, gdy
tylko ujrzałam kto usiłuje się ze mną skontaktować. Cholera,
pomyślałam, usiłując oddalić się jak najdalej od
wszechogarniającego hałasu spowodowanego imprezą. Telefon wciąż
nie przestawał wibrować, migając przy tym zawzięcie, co chwila
ukazując na ekranie imię mojego chłopaka. Niemal dobiegłam do
samochodu Justina i opierając się o maskę, odebrałam iPhone'a.
- Halo?
- Des, dzwonię już trzeci raz – usłyszałam zdenerwowany głos Jasona. - Gdzie jesteś?
- W domu – odparłam od razu bez chwili namysłu. - Kąpałam się – dodałam szybko, obawiając się pytań ze strony chłopaka.
Nigdy nie zabierałam ze sobą telefonu do łazienki, a dodatkowo mój chłopak doskonale wiedział, że potrafię przesiadywać tam godzinami gdy oddaję się beztroskim chwilom w wannie.
- Okay – jego głos nieco złagodniał. - Co z Danielle?
- Samochód jej się zepsuł, czeka na swojego faceta.
Odwróciłam gwałtownie głowę, słysząc czyjeś głosy. Justin i Chaz właśnie wychodzili z domu, zmierzając w stronę samochodu. Musiałam jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, aby Jason niczego nie usłyszał.
- Mam w ogóle do ciebie przyjeżdżać? Kryjesz się z tym jakbyś miała co najmniej trzynaście lat – zaczął Jason obrażonym tonem.
- Dobrze wiesz jaka jest moja mama – odparłam szybko. - Zadzwonię do ciebie później, muszę iść jej w czymś pomóc.
Czym prędzej schowałam telefon do kurtki i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę chłopaków. Chaz był odrobinę wyższy od Justina, wyglądał także nieco poważniej niż on. Brunet wyciągnął telefon, a jego kryształowe kolczyki błysnęły lekko pod wpływem białego światła. Przyjaciele, najwyraźniej rozbawieni z czegoś, co znajdowało się na telefonie Justina, zaśmiali się głośno. Chaz przeczesał palcami swoją blond grzywkę, a jego wzrok powędrował wprost na mnie. Uśmiechnął się radośnie, ruszając w moim kierunku.
- Wybacz, że musiałaś tyle na mnie czekać – podszedł bliżej mnie, stając tuż naprzeciw.
Swoimi głębokimi, jasnobłękitnymi oczami lustrował bacznie każdy kawałek mojej twarzy, zatrzymując się dłużej na ustach, aż w końcu zatrzymał swój wzrok na moich bursztynowych tęczówkach.
- Nie mam pojęcia skąd Justin bierze te wszystkie swoje przyjaciółki, ale jesteś najpiękniejszą jaką do tej pory poznałem – uśmiechnął się łobuzersko.
Byłam pewna, że gdybym się rumieniła, już dawno byłabym czerwona niczym burak. Chaz był typem faceta, który idealnie wpadał w mój gust, co tylko potęgowało moje odczucia. Uśmiechnęłam się wytrzymując jego spojrzenie, lekko się odsuwając, aby móc otworzyć drzwi od samochodu.
- Ile razy mam ci powtarzać, że ona nie jest moją przyjaciółką! - warknął Justin, wsiadając do samochodu.
Najwyraźniej miał za złe swojemu przyjacielowi, że się mną interesuje.
- Przyjaciółka czy nie – zaczął Chaz, przytrzymując mi drzwi od samochodu – jednak bardzo pociągająca – puścił mi oko. - Mam nadzieję, że następnym razem zabierzesz Destiny ze sobą.
Justin mruknął coś niezrozumiale pod nosem i gdy tylko Chaz zdążył zamknąć drzwi, ruszył z piskiem opon, wciskając pedał do samej podłogi. Nim się zorientowałam jechaliśmy prawie 100km/h. Justin zapalił papierosa, nie odzywając się do mnie choćby jednym słowem. Nie miałam pojęcia czy jest to jego codziennie zachowanie, czy może tak bardzo nie chce przybywać w moim towarzystwie, że stara mi się to pokazać niemal na każdym kroku. Nie obchodziło mnie to jednak. Justin zdecydowanie nie był typem faceta, z którym połączyłaby mnie jakaś szczególna więź, nawet, gdybyśmy byli ostatnimi ludźmi żyjącymi na tej planecie. Był arogancki, niemiły i wredny. Dziwiłam się, że ktoś taki jak on może w ogóle mieć przyjaciół i to w dodatku tak miłych, jak Chaz. Wyciągnęłam telefon, usiłując dodzwonić się do Channell, jednak tym razem włączyła się poczta. Pięknie. Nie miałam pojęcia gdzie jest, co robi, a co gorsza okłamałam Jasona i zamiast być na wyścigach, jeżdżę samochodem z jakimś gościem, którego szczerze nie znoszę, wręcz nienawidzę.
- Mogłabyś mi odpowiedzieć?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina, chłopak bacznie spoglądał w moją stronę.
- Słucham?
- Pytałem gdzie mam cię zawieźć – odparł obojętnie, ponownie kierując swój wzrok na drogę.
- Możesz mnie tu zostawić, przejdę się.
Justin wywrócił oczami i westchnął, ponownie na mnie spoglądając.
- Zabrałem cię ze sobą, więc odwiozę cię teraz do domu – warknął przez zęby.
- Nikt ci nie kazał.
Nie odrywając wzroku od drogi, oparłam się wygodnie w fotelu, nie racząc na niego spojrzeć. Nagle szarpnęło mną gwałtownie i byłam pewna, że gdyby nie pas, z pewnością wyleciałabym przez przednią szybę. Moje ciało bezwładnie walnęło o oparcie, a głowa zabolała pod wpływem uderzenia o zagłówek.
- Zwariowałeś?! - krzyknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Po prostu podaj mi nazwę tej pieprzonej ulicy i będzie po sprawie!
- Już ci mówiłam, że niczego od ciebie nie chcę – zaczęłam rozpinając pas. - Wysiądę tu i się przejdę.
Chwyciłam za klamkę, lecz gdy tylko chciałam otworzyć drzwi, Justin gwałtownie przyśpieszył, po chwili znów się zatrzymując. Ponowiłam próbę, lecz chłopak uczynił to samo.
- Dobrze się bawisz? - warknęłam, spoglądając na bruneta.
- Wyśmienicie – odparł z uśmiechem na ustach.
Po raz kolejny chwyciłam za klamkę, lecz samochód Justina znów szarpnął do przodu, na co chłopak zaśmiał się radośnie. Wyraz mojej rozzłoszczonej twarzy musiał go najwidoczniej jeszcze bardziej rozbawiać, ponieważ jego śmiech stał się znacznie donośniejszy. Zaklęłam w myślach, opierając się plecami o skórzane oparcie. Justin jechał powoli, lecz wciąż nie przyśpieszał.
- Mogę tak całą noc. Jeśli nie podasz mi adresu będziemy krążyć po mieście, jednak o ile dobrze pamiętam zależało ci na czasie – powiedział spoglądając w moją stronę. Na jego twarzy wciąż jeszcze malował się uśmiech.
Czy on musiał być aż tak cholernie upierdliwy? Z jednej strony chce zachować się jak należy, ale z drugiej wkurza mnie jak nikt inny. Wydęłam wargi i przejechałam językiem po zębach, krzyżując ręce na piersi. Ten człowiek działał mi na nerwy w niewyobrażalnym stopniu.
- Melrose Avenue – mruknęłam cicho pod nosem.
- Słucham? - spytał wyraźnie rozbawiony Justin.
- Melrose Avenue – powtórzyłam, lecz tym razem głośniej. - Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odparł, uśmiechając się szeroko.
Spojrzałam na niego uważnie. Swoim zachowaniem niemal doprowadzał mnie do szału, jednak na swój sposób był całkiem uroczy. Szczególnie, gdy się uśmiechał.
- Halo?
- Des, dzwonię już trzeci raz – usłyszałam zdenerwowany głos Jasona. - Gdzie jesteś?
- W domu – odparłam od razu bez chwili namysłu. - Kąpałam się – dodałam szybko, obawiając się pytań ze strony chłopaka.
Nigdy nie zabierałam ze sobą telefonu do łazienki, a dodatkowo mój chłopak doskonale wiedział, że potrafię przesiadywać tam godzinami gdy oddaję się beztroskim chwilom w wannie.
- Okay – jego głos nieco złagodniał. - Co z Danielle?
- Samochód jej się zepsuł, czeka na swojego faceta.
Odwróciłam gwałtownie głowę, słysząc czyjeś głosy. Justin i Chaz właśnie wychodzili z domu, zmierzając w stronę samochodu. Musiałam jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, aby Jason niczego nie usłyszał.
- Mam w ogóle do ciebie przyjeżdżać? Kryjesz się z tym jakbyś miała co najmniej trzynaście lat – zaczął Jason obrażonym tonem.
- Dobrze wiesz jaka jest moja mama – odparłam szybko. - Zadzwonię do ciebie później, muszę iść jej w czymś pomóc.
Czym prędzej schowałam telefon do kurtki i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę chłopaków. Chaz był odrobinę wyższy od Justina, wyglądał także nieco poważniej niż on. Brunet wyciągnął telefon, a jego kryształowe kolczyki błysnęły lekko pod wpływem białego światła. Przyjaciele, najwyraźniej rozbawieni z czegoś, co znajdowało się na telefonie Justina, zaśmiali się głośno. Chaz przeczesał palcami swoją blond grzywkę, a jego wzrok powędrował wprost na mnie. Uśmiechnął się radośnie, ruszając w moim kierunku.
- Wybacz, że musiałaś tyle na mnie czekać – podszedł bliżej mnie, stając tuż naprzeciw.
Swoimi głębokimi, jasnobłękitnymi oczami lustrował bacznie każdy kawałek mojej twarzy, zatrzymując się dłużej na ustach, aż w końcu zatrzymał swój wzrok na moich bursztynowych tęczówkach.
- Nie mam pojęcia skąd Justin bierze te wszystkie swoje przyjaciółki, ale jesteś najpiękniejszą jaką do tej pory poznałem – uśmiechnął się łobuzersko.
Byłam pewna, że gdybym się rumieniła, już dawno byłabym czerwona niczym burak. Chaz był typem faceta, który idealnie wpadał w mój gust, co tylko potęgowało moje odczucia. Uśmiechnęłam się wytrzymując jego spojrzenie, lekko się odsuwając, aby móc otworzyć drzwi od samochodu.
- Ile razy mam ci powtarzać, że ona nie jest moją przyjaciółką! - warknął Justin, wsiadając do samochodu.
Najwyraźniej miał za złe swojemu przyjacielowi, że się mną interesuje.
- Przyjaciółka czy nie – zaczął Chaz, przytrzymując mi drzwi od samochodu – jednak bardzo pociągająca – puścił mi oko. - Mam nadzieję, że następnym razem zabierzesz Destiny ze sobą.
Justin mruknął coś niezrozumiale pod nosem i gdy tylko Chaz zdążył zamknąć drzwi, ruszył z piskiem opon, wciskając pedał do samej podłogi. Nim się zorientowałam jechaliśmy prawie 100km/h. Justin zapalił papierosa, nie odzywając się do mnie choćby jednym słowem. Nie miałam pojęcia czy jest to jego codziennie zachowanie, czy może tak bardzo nie chce przybywać w moim towarzystwie, że stara mi się to pokazać niemal na każdym kroku. Nie obchodziło mnie to jednak. Justin zdecydowanie nie był typem faceta, z którym połączyłaby mnie jakaś szczególna więź, nawet, gdybyśmy byli ostatnimi ludźmi żyjącymi na tej planecie. Był arogancki, niemiły i wredny. Dziwiłam się, że ktoś taki jak on może w ogóle mieć przyjaciół i to w dodatku tak miłych, jak Chaz. Wyciągnęłam telefon, usiłując dodzwonić się do Channell, jednak tym razem włączyła się poczta. Pięknie. Nie miałam pojęcia gdzie jest, co robi, a co gorsza okłamałam Jasona i zamiast być na wyścigach, jeżdżę samochodem z jakimś gościem, którego szczerze nie znoszę, wręcz nienawidzę.
- Mogłabyś mi odpowiedzieć?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina, chłopak bacznie spoglądał w moją stronę.
- Słucham?
- Pytałem gdzie mam cię zawieźć – odparł obojętnie, ponownie kierując swój wzrok na drogę.
- Możesz mnie tu zostawić, przejdę się.
Justin wywrócił oczami i westchnął, ponownie na mnie spoglądając.
- Zabrałem cię ze sobą, więc odwiozę cię teraz do domu – warknął przez zęby.
- Nikt ci nie kazał.
Nie odrywając wzroku od drogi, oparłam się wygodnie w fotelu, nie racząc na niego spojrzeć. Nagle szarpnęło mną gwałtownie i byłam pewna, że gdyby nie pas, z pewnością wyleciałabym przez przednią szybę. Moje ciało bezwładnie walnęło o oparcie, a głowa zabolała pod wpływem uderzenia o zagłówek.
- Zwariowałeś?! - krzyknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Po prostu podaj mi nazwę tej pieprzonej ulicy i będzie po sprawie!
- Już ci mówiłam, że niczego od ciebie nie chcę – zaczęłam rozpinając pas. - Wysiądę tu i się przejdę.
Chwyciłam za klamkę, lecz gdy tylko chciałam otworzyć drzwi, Justin gwałtownie przyśpieszył, po chwili znów się zatrzymując. Ponowiłam próbę, lecz chłopak uczynił to samo.
- Dobrze się bawisz? - warknęłam, spoglądając na bruneta.
- Wyśmienicie – odparł z uśmiechem na ustach.
Po raz kolejny chwyciłam za klamkę, lecz samochód Justina znów szarpnął do przodu, na co chłopak zaśmiał się radośnie. Wyraz mojej rozzłoszczonej twarzy musiał go najwidoczniej jeszcze bardziej rozbawiać, ponieważ jego śmiech stał się znacznie donośniejszy. Zaklęłam w myślach, opierając się plecami o skórzane oparcie. Justin jechał powoli, lecz wciąż nie przyśpieszał.
- Mogę tak całą noc. Jeśli nie podasz mi adresu będziemy krążyć po mieście, jednak o ile dobrze pamiętam zależało ci na czasie – powiedział spoglądając w moją stronę. Na jego twarzy wciąż jeszcze malował się uśmiech.
Czy on musiał być aż tak cholernie upierdliwy? Z jednej strony chce zachować się jak należy, ale z drugiej wkurza mnie jak nikt inny. Wydęłam wargi i przejechałam językiem po zębach, krzyżując ręce na piersi. Ten człowiek działał mi na nerwy w niewyobrażalnym stopniu.
- Melrose Avenue – mruknęłam cicho pod nosem.
- Słucham? - spytał wyraźnie rozbawiony Justin.
- Melrose Avenue – powtórzyłam, lecz tym razem głośniej. - Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odparł, uśmiechając się szeroko.
Spojrzałam na niego uważnie. Swoim zachowaniem niemal doprowadzał mnie do szału, jednak na swój sposób był całkiem uroczy. Szczególnie, gdy się uśmiechał.
_______________________________________________________________
Po pierwsze chciałabym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak długo nie było nowego rozdziału, jednak skasowały mi się napisane rozdziały i zupełnie odechciało się przez to pisać wszystkiego od nowa.
Miałam pewne problemy z komputerem, jednak już wszystko jest w porządku i natychmiast nadrobię zaległości na Waszych blogach ♥
Co do rozdziału – wcześniejszy znacznie bardziej mi się podobał, niestety jednak nie potrafiłam napisać go drugi raz tak samo. Osobiście nie jestem z niego zadowolona. Wydaje mi się jakiś taki nijaki. Ostateczną opinię pozostawiam jednak Wam.
Mam nadzieję, że święta spędziliście w miłej i rodzinnej atmosferze, a Mikołaj trafił z prezentami ;)
Nowy rok, nowe możliwości, życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Mam również nadzieję, że zabawę sylwestrową także mieliście udaną.
Zapraszam Was również na wspaniałego bloga, którego serdecznie polecam
collision-fanfiction
Do następnego ♥
Po pierwsze chciałabym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak długo nie było nowego rozdziału, jednak skasowały mi się napisane rozdziały i zupełnie odechciało się przez to pisać wszystkiego od nowa.
Miałam pewne problemy z komputerem, jednak już wszystko jest w porządku i natychmiast nadrobię zaległości na Waszych blogach ♥
Co do rozdziału – wcześniejszy znacznie bardziej mi się podobał, niestety jednak nie potrafiłam napisać go drugi raz tak samo. Osobiście nie jestem z niego zadowolona. Wydaje mi się jakiś taki nijaki. Ostateczną opinię pozostawiam jednak Wam.
Mam nadzieję, że święta spędziliście w miłej i rodzinnej atmosferze, a Mikołaj trafił z prezentami ;)
Nowy rok, nowe możliwości, życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Mam również nadzieję, że zabawę sylwestrową także mieliście udaną.
Zapraszam Was również na wspaniałego bloga, którego serdecznie polecam
collision-fanfiction
Do następnego ♥
co za irytujący chłopak :o Na miejscu Des już dawno dałabym mu w twarz hahaha
OdpowiedzUsuńhttp://collision-fanfiction.blogspot.com/
cieszę się, że udało mi się wywrzeć takie odczucia. to oznacza, że rozdział chyba nie jest tak źle napisany ;)
UsuńJeju świetny rozdział. Ja bym zwariowała jakbym miała siedzieć z nim w jednym samochodzie. Czekam na następny //@VeronikaMiriam
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Kocham sposób w jaki piszesz!
OdpowiedzUsuńTo oszałamiające, wciągające i uzależniające! Uwielbiam Twoje opowiadania, zarówno to jak i 'one-opportunity'. Czytając, świat przestaje istnieć, a ja, cała przenoszę się w świat fikcji, który tworzysz.
Co do rozdziału, to uwielbiam moment, w którym przypomina sobie imię Justina i wymawia je na głos, a następnie jej reakcję! :D
No i podryw Chaza też zajebisty :D
Pozdrawiam!
http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/
dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa i niezmiernie się cieszę, że Ci się podoba :) staram się ;*
Usuńświetny rozdział :) ta scena z Chaz'em była genialna. czekam na następny <33
OdpowiedzUsuńdziękuję, cieszę się, że się podoba ;*
Usuńciekawe nie moge sie doczekac nastepnego jak mozesz to informuj mnie na twitterze o nowych rozdzialach i prosze o follow @magdusia16
OdpowiedzUsuńcudoowny <3
OdpowiedzUsuńCo Ty wygadujesz jest swietny ale za szybko paflo slowo Justin jest uroczy...
OdpowiedzUsuńspokojnie, to tylko małe stwierdzenie. ale czyż on nie jest uroczy? :D
UsuńRozdział jest genialny, świetny <3
OdpowiedzUsuńjeju jeju jestem pod wrażeniem. Hahahahaha jak się z nią droczył i jeszcze " Jeśli nie podasz mi adresu będziemy krążyć po mieście... " to było świetne. Mam nadzieję, że szybko dodasz następny, bo nie mogę się doczekać.
@ilysm_jbiebs
dziękuję bardzo ;* to bardzo miłe usłyszeć coś takiego i motywuje do dalszego pisania ;*
UsuńSuper opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam i mam nadzieję że rozdział pojawi się jak najszybciej <3
hej dziewczyno? ktoś tu ma talent!
OdpowiedzUsuńboże kocham to czytać to jest takie świetne! masz naprawdę talent tylko szkoda że na razie nie ma nowego
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Już się nie mogę doczekać kolejnego! Bardzo dziekuję za pisanie! <3
OdpowiedzUsuń@JustenAkaMyLove