14 lutego 2014

Chapter 7

Regular POV

Czarne Audi R8 oraz niebieski Nissan GT-R wjechały na parking znajdujący się po lewej stronie klubu. Jak zwykle kolejka prowadząca do wejścia ciągnęła się przez pół ulicy i było wręcz pewne, że do środka nie dostanie się nawet trzy czwarte z czekających osób. Diamond Club był miejscem, do którego tylko nieliczni mieli wolny wstęp, albowiem Silver skrupulatnie dobierał sobie gości. Dwóch przyjaciół skierowało się w stronę wejścia, a czarnoskóry ochroniarz natychmiast ich wpuścił, uprzednio klepiąc Justina przyjacielsko po ramieniu. Brunet ignorując gest objął ramieniem swojego towarzysza, ruszając natychmiast w stronę baru. Unoszący się w powietrzu zapach alkoholu wymieszany z potem i perfumami natychmiast podrażnił ich nozdrza. Harry zaczesał do góry swoje czekoladowe włosy i rozejrzał się dookoła. Trzy lata nie było go w Los Angeles, w miejscu, w którym się urodził i miał swoich przyjaciół, w miejscu, które zmieniło jego życie ale przede wszystkim jego samego. Uśmiechnął się szeroko, gdy Justin postawił przed nim szklanki z trunkiem. Lód znajdujący się w ich wnętrzu zastukał o szkło pod wpływem uderzenia o czarny stolik.
- Za to, że wróciłeś – powiedział Justin.
Bieber chwycił swoją szklankę, opróżniając jej zawartość już za pierwszym razem i ponownie ruszył w stronę baru, wracając z dwoma butelkami trunku.
- Chodź, usiądziemy gdzieś – krzyknął w stronę przyjaciela, albowiem głośna muzyka uniemożliwiała swobodną konwersację.
Przyjaciele ruszyli w stronę znajdujących się na końcu klubu miejsc dla VIP-ów. Czarne, skórzane siedzenia ustawione były dookoła szklanego stołu o tym samym kolorze. Mogli tam robić wszystko co im się żywnie podobało i nikt nie miał prawa ich wyprosić. Rzecz jasna nikt, poza Silverem. Justin postawił na stole szklankę oraz butelki, które trzymał w rękach i wyciągnął z tylnej kieszeni torebeczkę z białym proszkiem.
- Chcesz? - spytał, wysypując zawartość torebeczki na stół.
Harry przecząco pokręcił głową.
- Skończyłem z tym.
Justin wzruszył ramionami i pochylił się na nad blatem wciągając proszek, najpierw do jeden, a następnie do drugiej dziurki. Otarł nos wierzchem dłoni i odkręcił jedną z butelek, wylewając do szklanek jej zawartość. Przyjaciele ponownie wznieśli toast, wypijając wszystko duszkiem.
- Jak za starych dobrych czasów, co? - mrukną Harry uśmiechając się szeroko.
- Brakuje tylko dziewczyn – brunet zaśmiał się radośnie.
Justin z Harrym byli niemal jak bracia. Wspólnie razem dorastali, podrywali dziewczyny czy wpadali w kłopoty. Mieli tylko siebie i jedynie na sobie mogli polegać. Choć młodego wieku, życie zdążyło ich wiele nauczyć, a także sprawić, że odnaleźli w sobie tę ciemną, wręcz mroczną stronę, której niejednokrotnie zmuszeni byli użyć. Harry ponownie napełnił ich puste szklanki, podsuwając jedną swojemu towarzyszowi.
- Panowie, ładnie to tak?
Uszu Harry'ego doszedł chrapliwy, niski głos gdy jego usta spoczęły na zimnym szkle. Przymknął oczy wypijając jej zawartość i odwrócił się w stronę gościa.
- Silver – odparł Justin podając mu rękę, na co mężczyzna natychmiast odpowiedział.
- Miło cię znów widzieć, Harry – zwrócił się w stronę bruneta.
Styles kiwnął głową. Relację łączące ich z Silverem można by podciągnąć pod relacje, jakie łączą ojca z synami, jednak w ich wypadku wyglądało to trochę inaczej. Silver zajął się nimi gdy byli młodsi, nauczył jak walczyć o swoje, poświęcał im swój czas i uwagę, uwagę, której nigdy żaden z nich nie otrzymał od swojego ojca. Silver przygotował ich do życia, w którym przemoc, a nawet śmierć nie są czymś obcym.
- Wszystko co tylko chcecie, jest dla was dostępne – zaczął Silver, zajmując miejsce obok Justina.
Rzucił mu na nogi kilka paczek z białym proszkiem, tabletkami oraz ziołem i odpalił cygaro, które trzymał w dłoni. Szary dym wydobył się z jego ust, formując się w bliżej nieokreślony kształt. Mężczyzna oparł wygodnie głowę o skórzane oparcie i przeczesał ręką swoje siwe włosy zaczesane do tyły.
- Ale jest pewna sprawa – jego wzrok powędrował w stronę Harry'ego.
- Jaka? - mruknął chłopak, wyraźnie zaintrygowany.
Brakowało mu zleceń, które wspólnie wypełniali z Justinem i choć były niebezpieczne, cholernie za nimi tęsknił. Justin z zaciekawieniem pochylił się do przodu, opierając łokcie na udach.
- Musicie spotkać się z pewnym klientem i grzecznie mu wytłumaczyć, że nie powinien ze mną pogrywać.
Jeśli kiedykolwiek ktoś spytałby się ich jak wyobrażają sobie diabła, bez wątpienia opisaliby postać Silvera. Choć może diabłem był właśnie sam Silver?



Destiny's POV

Czekając na szpitalnym korytarzu na swoją kolej, za wszelką cenę starłam się uniknąć wzroku mamy, która bez wątpienia spoglądała raz na mnie, a raz na moją opuchniętą dłoń. Odkąd powiedziałam jej, aby zabrała mnie do szpitala ani razu nie spróbowała dowiedzieć się, dlaczego moja dłoń wygląda w ten sposób. Prawdę mówiąc trochę się tego obawiałam.
- Panna Peers?
Tuż przede mną pojawiła się niska, rudowłosa kobieta, ubrana w biały fartuszek. Jej zielone, bystre oczy uważnie lustrowały moją dłoń znad okularów połówek.
- Tak – mruknęłam.
- Zapraszam do gabinetu – uśmiechnęła się zachęcająco, wskazując ręką na pobliskie drzwi.
Niechętnie podniosłam się z krzesła, nieco otumaniona za sprawą leków przeciwbólowych, które otrzymałam od Danielle. Miałam dziwne wrażenie, że zdążyłam się nimi naćpać, zanim w ogóle zaczęłam odczuwać jakąkolwiek ulgę w swoim cierpieniu. Zamknęłam za sobą drzwi i zajęłam miejsce naprzeciw jej biurka.
- Na całe szczęście nie jest złamana – zaczęła, oglądając wynik prześwietlenia mojej dłoni. - Masz jedynie wybity nadgarstek, dlatego poruszanie nim sprawia ci ból – spojrzała na mnie, uśmiechając się ciepło. - Nastawię ci go i unieruchomię.
Moje ciało natychmiast zesztywniało, a serce przyśpieszyło bicie.
- N-nastwić? - zająknęłam się.
Poczułam nagle w gardle ogromną gulę, która za nic w świecie nie pozwalała mi na przełknięcie śliny.
- Tak – odparła, zapisując coś na kartce. - Zapraszam do drugiego pokoju – drobne zmarszczki pojawiły się w kącikach jej oczu, gdy szeroki, przyjazny uśmiech pojawił się na jej ustach. - To nic strasznego – dodała, poklepując mnie przyjacielsko po ramieniu.
W milczeniu pokiwałam głową, siląc się na równie pogodny uśmiech co ona, lecz tylko się skrzywiłam.
Po około trzydziestu minutach opuściłam szpital, a zabandażowana dłoń pulsowała znacząco, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy, mając nadzieję na odrobinę snu, nim przyjedziemy do domu.
- Faith, stwierdziłam, że nie będę pytać, dopóki sama mi nie powiesz – usłyszałam głos mamy.
- Ale jesteś zbyt ciekawa – mruknęłam, odwracając się w jej stronę.
Twarz Danielle przez chwilę się naburmuszyła, lecz już po chwili jej rysy rozluźniły się i pokiwała głową na potwierdzenie moich słów.
- Biłam się – rzuciłam, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek.
- Ty co?! - krzyknęła, rzucając szybkie spojrzenie w moją stronę.
- No, biłam się – ponowiłam spokojnie. - Z chłopakiem – dodałam.
Oczy Danielle o mało nie wyszły z orbit. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły. Ponownie na mnie spojrzała, najwyraźniej oczekując dalszych wyjaśnień. Jęknęłam niezadowolona.
- To dupek – mruknęłam. - Jest jak wrzód na tyłku i mam wrażenie, że za każdym razem stara się wyprowadzić mnie z równowagi i dziś też tak było – zaczęłam. - Podszedł do mnie i nazwał Channell dziwką, więc musiałam jakoś zareagować i mu przywaliłam – wyjaśniłam krótko, pomijając fakt, że zniszczyliśmy szkolną gablotę oraz fakt, że muszę sprzątać szkołę przez dwa miesiące.
Danielle pokiwała głową, jakby powoli analizując moje słowa.
- Mam nadzieję, że jego twarz wygląda gorzej, niż twoja ręka – uraczyła mnie krótkim spojrzeniem.
Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a po chwili nasz śmiech rozniósł się na cały samochód.
- Wiesz, Dave nauczył mnie paru rzeczy, więc na pewno – wyszczerzyłam do niej zęby w dumnym uśmiechu.
Perlisty śmiech mojej mamy ponownie rozniósł się po aucie. Rany, jaka ona jest śliczna.

***

Odetchnęłam głęboko, lekko wykrzywiając usta w grymasie, gdy poczułam ból w moim nadgarstku, już chyba setny raz w ciągu dnia. Wciąż potrzebowałam, aby skorzystać z mojej prawej ręki, co sprawiało, że miałam wrażenie, jakby tysiące rozżarzonych igieł wbijało się w moją kończynę. Odetchnęłam głęboko rozkoszując się ciepłym, świeżym powietrzem. Wiatr zaszeleścił gałęziami drzew i sprawił, że moje włosy automatycznie uniosły się w powietrze, opadając na plecy. Moje nogi zwisały luźno z murku, na którym siedziałam. Pomachałam nimi jak małe dziecko i cicho zachichotałam pod nosem. Wybudowanie dziedzińca było najlepszą rzeczą o jakiej mogła pomyśleć dyrektorka szkoły. Przeczesałam palcami włosy, gdy nagle dostrzegłam zbliżającą się do mnie sylwetkę mężczyzny. Od razu rzuciła mi się w oczy jego poturbowana twarz. Nie mogłam ukryć śmiechu.
- Bawi cię to, Peers? - warknął Justin.
Nasze głowy znajdowały się teraz niemal na tej samej wysokości.
- To raczej dość logiczne, skoro się śmieję. Nie udawaj, że jesteś tak mało inteligentny – odparłam, wciąż chichocząc.
Mięśnie twarzy chłopaka natychmiast się napięły, a szczęka momentalnie zacisnęła i byłam wręcz pewna, że zgrzytał zębami, lecz już w następnej chwili wyraz jego twarz złagodniał, gdy tylko ujrzał moją ręką.
- Dobrze ci tak – mruknął. - To za moją boską twarz.
Omal się nie oplułam. Justin najwyraźniej liczył na inną reakcję, ponieważ wpatrywał się we mnie zupełnie zbity z tropu. Byłam w zadziwiająco dobrym nastroju, szczególnie po zobaczeniu szkód, jakie wyrządziła moja dłoń na jego „boskiej twarzy” i byłam pewna, że nie wyprowadzi mnie tak łatwo z równowagi. Bieber wciąż lustrował moją uśmiechniętą twarz, a po chwili prychnął z pogardą. Jego zachowanie przywodziło mi na myśl małe dziecko, które, nie dostając tego, czego oczekiwało, obraża się na cały świat. Brunet oparł się o murek i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurki torebeczkę z białym proszkiem. Moje oczy otworzyły się szeroko i głośno przełknęłam ślinę, odsuwając się od chłopaka, na co ten zareagował śmiechem.
- To nie gryzie – odparł wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
Wywróciłam oczami.
- Tu są kamery, debilu.
Justin ponownie się zaśmiał i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Tego miejsca kamery nie obejmują – rzucił krótko i wciągnął pierwszą kreskę.
- Ćpun – mruknęłam, zeskakując z murku.
- Chcesz? - uśmiechnął się od ucha do ucha, a na jego policzkach ukazały się malutkie dołeczki.
Pomimo mojego stosunku do niego, muszę przyznać, że wyglądał dość uroczo.
- Wal się. Nigdy nie tknę tego gówna.
Justin tylko wzruszył ramionami, by po chwili wciągnąć drugą kreskę. Nagle coś zaświtało mi w głowie.
- Jak udało ci się ominąć testy? - spytałam nagle.
Justin wydawał się być zdziwiony moim pytaniem. Otarł nos z białego proszku, a jego karmelowe tęczówki błysnęły radośnie w popołudniowych promieniach słońca.
- Testy w ośrodku. Jakim cudem zdałeś je pozytywnie?
Chłopak wzruszył ramionami.
- Ktoś mi pomógł – uciął krótko, spoglądając na ekran swojego iPhone'a. - Powinniśmy już iść – mruknął, ruszając w stronę wejścia do szkoły.


Justin's POV

Szybkim ruchem szarpnąłem za szklane drzwi i pewnym krokiem wparowałem do budynku. W środku było znacznie chłodniej niż za zewnątrz. Odetchnąłem głęboko, by po chwili wypuścić powietrze ze świstem i zatrzymałem się, rozglądając dookoła, usiłując odszukać wzrokiem pana Williamsa, który powinien być już w szkole.
- Skoro pomógł ci z testem, to nie mógł pomóc wyjść ci z ośrodka? - usłyszałem za sobą melodyjny głos Peers.
Kurwa, czy ona musiała być tak upierdliwa?! Co ją do cholery obchodziło moje życie?! Przetarłem twarz rękoma i odwróciłem się w jej kierunku.
- Twój pobyt tam był całkowicie bez sensu – skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na mnie tym swoim ironicznym wzrokiem.

Czy ona usiłowała mnie sprowokować?

- Co cię to do cholery obchodzi? - warknąłem, wyrzucając ręce w powietrze, które po chwili opadły wzdłuż moje tułowia. - To nie twój zasrany interes.
Miałem wrażenie, że przez jej usta przebrnął cień złośliwego uśmiechu. Odwróciłem się na pięcie, ruszając w stronę sylwetki mężczyzny, która mignęła mi w drzwiach do kantorka. Natłok myśli w mojej głowie sprawiał, iż myślałem, że zaraz oszaleję. Z jednej strony chciałem spędzić te trzy godziny jak najdalej od Peers, która wkurwiała mnie niemiłosiernie swoją wścibskością. Do tego zdawałem sobie sprawę, że chciała mnie jedynie sprowokować, co zdecydowanie się jej udało. Zakląłem w myślach, mentalnie waląc się w twarz. Jak mogłem pozwolić, aby wytrąciła mnie z równowagi? Zacisnąłem dłonie w pięści, by po chwili znów je poluźnić. Peers była zdecydowanie inna niż wszystkie dziewczyny z jakimi miałem do czynienia. One się mnie bały, doskonale wiedząc do czego jestem zdolny i nie próbowały wdawać się ze mną w choćby najmniejsze dyskusje. Destiny natomiast przy nadarzającej się okazji raczyła mnie swoim ciętym językiem, cholernie prowokując i to sprawiało, że kompletnie wariowałem. Z jednej strony jej zaborczy charakter cholernie mnie wkurwiał i byłem pewien, że gdyby była facetem, już dawno leżałaby w szpitalu. Nie przejawiała także żadnego zainteresowania moją osobą, co dodatkowo podnosiło moje ciśnienie. Przez te wszystkie rzeczy nie miałem najmniejszej ochoty mieć z nią cokolwiek wspólnego, lecz z drugiej strony te właśnie rzeczy sprawiały, że intrygowała mnie jak żadna inna dziewczyna. Chciałem, żeby wręcz błagała, abym poświęcił jej choć odrobinę uwagi.
- Zmarnowałeś tylko rok – ponownie moich uszu dobiegł jej głos. - Rok – powtórzyła – a ty nadal jesteś jebanym ćpunem, Bieber.
Moje mięśnie natychmiast się napięły. Odwróciłem się gwałtownie, popychając Peers w stronę szafek. Dziewczyna uderzyła plecami o metal i lekko się skrzywiła, lecz natychmiast wszelkie emocje ulotniły się z jej twarzy. Naparłem na nią swoim ciałem, a moje ręce spoczęły po obu stronach jej głowy. Była ode mnie niższa prawie o głowę. Mogłem wyraźnie poczuć jak jej klatka piersiowa unosi się i opada w przyśpieszonym tempie i choć jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, byłem niemal pewien, że się boi. Moje oczy z pewnością ściemniły swoją barwę i lekko przymrużywszy powieki wpatrywałem się w bursztynowe tęczówki Destiny. Dziewczyna ani na chwilę nie odwróciła wzroku.
- I co, uderzysz mnie teraz? - fuknęła.
Odsunąłem się gwałtownie i uderzyłem lewą pięścią w ścianę, która znajdowała się tuż obok szafek i ponownie opadłem tuż na jej ciało. Peers gwałtownie wciągnęła powietrze. Mój wzrok powędrował na jej pełne, lekko rozchylone wargi. Mogłem wyraźnie poczuć jej zapach, który sprawiał, że lekko wariowałem. Podniecał mnie. Oblizałem usta, powoli odsuwając się od dziewczyny, a na moje wargi wpełzł łobuzerski uśmiech. Wiedziałem co chcę zrobić. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę kantorka i otworzyłem drzwi, uprzednio odwracając się w stronę brunetki, która wciąż jeszcze stała oparta o szafki, lekko oszołomiona. Puściłem do niej oko. W przeciągu miesiąca będzie już moja. Zdobędę ją.
***

Destiny's POV

Dni mijały w zaskakująco szybkim tempie i nim zdążyłam się zorientować, nastał kolejny poniedziałek, a tuż za nim wtorek i środa, a co za tym idzie czas wyjazdu mojej mamy. Starałam się spędzać z nią możliwie jak najwięcej czasu zanim wyjedzie w delegację. Choć miałam już skończone osiemnaście lat, wciąż pozostawałam córeczką mamusi, która niewątpliwie tęskniła gdy rodzicielka miała pozostawić ją samą, tym bardziej na tak długo. Niemal modliłam się, aby jej wyjazd zbytnio się nie przedłuży i wkrótce znów do mnie wróciła. Miałam tylko ją. Mój starszy brat Dave wyjechał do Nowego Jorku, gdzie znalazł dobrą pracę oraz uroczą dziewczynę. Powodziło mu się nadzwyczaj dobrze i nikogo nie zdziwił fakt, gdy ogłosił, że zostaje w Nowym Jorku prawdopodobnie na stałe. Co jakiś czas wpadał do nas z wizytą, lecz jego odwiedziny były krótkie i czasem nie zostawał u nas nawet jednego pełnego dnia. Tata natomiast miał pracę, która wymagała podróży niemal po całym świecie. Zajmował znacznie wyższe stanowisko niż moja mama i gdy tylko wzięli rozwód, natychmiast się od nas wyprowadził. Rozwód moich rodziców tak naprawdę pozbawił mnie szansy jakichkolwiek kontaktów z ojcem. Kiedy jeszcze z nami mieszkał mogłam widywać go po długich tygodniach oczekiwania na jego osobę. Poświęcał mi wówczas całą swoją uwagę i przebywał ze mną tak długo, na ile pozwalała mu praca. Żadne z nich nigdy nie zaniedbywało mnie, ani mojego brata. Rozumieliśmy, że nasi rodzice doszli do czegoś, o czym wielu może tylko pomarzyć, lecz także wiedzieliśmy, iż wymagało to wielu poświęceń, zarówno z naszej strony jak i ich, więc gdy tylko ojciec się wyprowadził, straciłam możliwość regularnego kontaktu z nim. Prawdę mówiąc straciłam możliwość jakiegokolwiek kontaktu z jego osobą, jednak nigdy o sobie nie zapominaliśmy. Nie miałam zamiaru użalać się nad swoim życiem, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie miałam ku temu najmniejszych powodów. Wychowałam się w szczęśliwej i kochającej rodzinie, do której miałam ogromny szacunek.
Niemal ze świstem nabrałam powietrza do ust, gdy Justin lekko szturchnął mnie łokciem. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego pytająco, na co chłopak tylko wzruszył ramionami, powracając do wycierania podłogi mopem. Wyglądał dość śmiesznie. Chłopak z mnóstwem tatuaży na rękach i wciągający niemal wszędzie gdzie tylko się da, z wyglądem typowego badboy'a szorował potulnie szkolny korytarz mopem, zupełnie pochłonięty muzyką, która leciała przez jego duże, fioletowe słuchawki zawieszone na szyi. Zachichotałam lekko. Z Justinem pracowaliśmy razem już od ponad tygodnia i wcale nie staliśmy pierwszego dnia w stercie gruzu, jak to wyobraziłam sobie, gdy tylko usłyszałam o naszej karze, wręcz przeciwnie. Szkoła wysprzątana była niemal na błysk, a pan Williams chwalił nas za każdym razem, szczerze dodając, że dzięki nam może wcześniej wrócić do domu. Rzecz jasna nie szczędziliśmy sobie kąśliwych uwag i sarkastycznych komentarzy, co parę razy zakończyło się lekką przepychanką z naszej strony. Wciąż jeszcze nie mogliśmy ścierpieć swojego towarzystwa, lecz powoli zaczynaliśmy się do tego przyzwyczajać i z czasem przestaliśmy się do siebie odzywać, jeśli nie było takiej potrzeby. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na zegarek. Zostało nam jeszcze piętnaście minut, a my praktycznie skończyliśmy swoją pracę. Odłożyłam szczotkę na bok, uprzednio zmiatając cały kurz za drzwi i ruszyłam w stronę pana Williamsa.
- Przepraszam – mruknęłam cicho, lecz mężczyzna natychmiast się do mnie odwrócił. - Czy mogłabym już wyjść? - spytałam nieśmiało.
Pan Williams spojrzał na coś tuż nad moim ramieniem i uśmiechnął się uprzejmie, lekko kiwając głową.
- Dziękuję bardzo – moja twarz natychmiast się rozpromieniła. - Moja mama dziś wyjeżdża i chciałam być trochę wcześniej w domu – wytłumaczyłam.
- Nie ma najmniejszego problemu, moja droga. Zanieście tylko rzeczy do schowka i obydwoje możecie iść.
- Oczywiście, jeszcze raz bardzo dziękuję – rzuciłam, niemal biegnąc w stronę Justina.
Szybkim ruchem chwyciłam szczotkę, którą zamiatałam podłogę.
- Możesz już to schować – rzuciłam obojętnie w stronę chłopaka. - Pan Williams pozwolił nam iść do domu.
Nie czekając na jego reakcję, ponownie rzuciłam się biegiem w stronę kantorka i równie szybkim tempem wybiegłam ze szkoły. Chłodny wiatr przyjemnie orzeźwił moje ciało, choć musiałam przyznać, że moje krótkie spodenki nie były najlepszym odzieniem na ową pogodę. Było już chłodno, a ja nie miałam nawet cienkiej kurteczki. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele, gdy kolejny podmuch wiatru pogłaskał moją ogrzaną skórę. Poprawiłam czarną torebkę zwisającą luźno z mojego ramienia i otulając się własnymi rękoma przyśpieszyłam kroku. Wiedziałam, że gdy dotrę do domu będę przemarznięta. Nagle usłyszałam za sobą donośny odgłos silnika, mruczącego niczym pantera, a już w następnej chwili niebieski Nissan śmignął tuż obok mnie, co spowodowało kolejny podmuch wiatru. Niemal zatrzęsłam się z zimna.


Justin's POV

Odpaliłem samochód i nie czekając ani chwili z piskiem opon wyjechałem z parkingu. Moje auto natychmiast się rozpędziło i wyjechawszy na drogę dodałem gazu. Obraz samotnej Destiny śmignął przed moimi oczami, zanim wyminąłem jej osobę, jednak mogłem dostrzec, że niemal trzęsła się z zimna. Moje oczy błysnęły, a na ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. Natychmiast zatrzymałem auto i cofnąłem się do tyłu, dopóki nie dostrzegłem sylwetki Peers obok samochodu.
- Nie jest ci zimno – spytałem, uprzednio otwierając szybę.
Usłyszałem jak lekko zaklęła pod nosem, na co mój uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił.
- No coś ty – żachnęła się. - Czuję się jak na jebanej pustyni.
Zastanowiłem się przez chwilę. Nie wiedziałem czy była to aluzja do dziennego klimatu pustynnego czy też może do tego nocnego, gdzie temperatura potrafiła gwałtownie spadać w dół. Lekko wzruszyłem ramionami, zdając sobie sprawę, że mało mnie to obchodzi. Postanowiłem się jednak trochę z nią podrażnić.
- Wiesz, chciałem użyczyć ci mojego skórzanego siedzenia w ciepłym samochodzie, ale skoro jest ci tak ciepło – westchnąłem zrezygnowany, wzruszając ramionami
Peers zacisnęła szczękę, a jej dłonie szczelniej owinęły się wokół ramion, gdy wiatr smagał jej opalone ciało.
- Czego ty kurwa chcesz? - mruknęła. - Bawi cię to?
Widziałem wyraźne rozdrażnienie w jej oczach i choć bardzo mnie to bawiło, było mi jej trochę szkoda. Miała na sobie jedynie krótkie szorty oraz luźną bluzkę z krótkim rękawem i wiedziałem, że przemarznie.
- Wsiadaj – mruknąłem, powoli zatrzymując samochód.
Destiny prychnęła racząc mnie jedynie krótkim, pogardliwym spojrzeniem. Ruszyłem gwałtownie, ponownie się przy niej zatrzymując.
- Wsiadaj – powtórzyłem już nieco bardziej poirytowany.
- Dzięki, poradzę sobie.
Mimowolnie warknąłem, a moje ręce na kierownicy kurczowo się zacisnęły.
- Nie rób scen i wsiadaj – byłem w szoku, że jeszcze nie przekląłem.
Dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała, idąc prosto przed siebie. Zatrzymałem samochodu i poirytowany wysiadłem z auta, trzaskając drzwiami.
- Kurwa, co jest z tobą nie tak kobieto?! - krzyknąłem, na co brunetka przekręciła na chwilę głowę w moją stronę, racząc mnie krótkim spojrzeniem.
To nie było jakieś tam zwykłe spojrzenie. Pogarda i wyraźna niechęć malowała się w nim aż za dobrze. Moje mięśnie gwałtownie się napięły i nim zorientowałem się co robię, Peers stała oparta o pień drzewa, przyciśnięta moim ciałem. Tym razem jej wzrok nie wyrażał żadnych emocji. Znowu. Wkurzyło mnie to jeszcze bardziej.
- Kurwa – warknąłem ciężko dysząc.
Czułem jak moje mięśnie wciąż pozostają napięte i za cholerę nie myślały teraz o tym, aby choć trochę się rozluźnić.
- Zawsze musisz taka być?
- Jaka? - spytała sarkastycznie, prowokująco się uśmiechając.
Jej dłonie skrzyżowane były na piersi, a bursztynowe tęczówki błyszczały.
- Właśnie kurwa taka.
Niemal zachłannie wpatrywałem się w jej oczy. Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która by takie posiadała. Do tego ich kształt. Były duże, a ich kąciki lekko uniesione ku górze, co nadawało im kształt migdała. Wiatr zawiał ponownie, a zapach jej perfum ugodził mnie w nozdrza ze zdwojoną siłą, powodując kolejne spięcie, moich i tak już ściśniętych mięśni. Zaciągnąłem się głęboko, delikatnie pochylając w stronę dziewczyny, aby jeszcze wyraźniej móc poczuć jej zapach. Kręcił mnie i to cholernie. Przeniosłem wzrok na jej pełne wargi, gdy lekko je rozchyliła, delikatnie trzęsąc się z zimna.
- Chodź – mruknąłem, odsuwając się od drzewa.
Nie musiałem się odwracać, aby wiedzieć, że podążyła za mną. Słysząc cichy tupot jej stóp na chodnikowej płycie, otworzyłem jej odrzwi od strony pasażera i ruszyłem na swoje miejsce, uprzednio je zamykając. Destiny, wciąż jeszcze naburmuszona, klapnęła na siedzenie i zapięła pas, ponownie krzyżując ręce na piersi. Mój wzrok natomiast powędrował na jej długie, opalone nogi, na których widniała gęsia skórka. Cholera, to było podniecające. Mimowolnie oblizałem usta. Jej długie, czekoladowe włosy osłaniały drobne ręce dziewczyny. Doskonale zdawała sobie sprawę, że się jej przyglądam, jednak ani na ułamek sekundy nie odwróciła wzroku od krajobrazu przed sobą. Byłem zmuszony nieco zmienić swój stosunek do jej osoby jeśli chciałem ją zdobyć, jednak jej charakterek znacznie utrudniał sprawę. Włączyłem radio, a w głośnikach zabrzmiał tak dobrze mi znany kawałek Eminema i bez słowa wcisnąłem gaz w podłogę, co sprawiło, że Destiny nieco wgniotło w siedzenie. Zaśmiałem się pod nosem widząc jej skrzywioną minę. Skręciłem w prawo i wyjechałem na drogę prowadzącą na jej ulicę.
- Możesz dać głośniej – rzuciła nagle.
Nie miałem pojęcia, że lubi rap, a może upodobała sobie jedynie konkretnego artystę lub właśnie ten kawałek – nie ważne. Pogłośniłem jak prosiła.
- Możesz tu skręcić – usłyszałem ponownie jej melodyjny głos.
- Wiem – mruknąłem. - Pamiętam drogę.

_____________________________________________________________

Taki mały prezent ode mnie dla Was na Walentynki

Początkowo rozdział podzieliłam na dwie części, jednak postanowiłam, że jeszcze dołożę nieco z tej drugiej, aby był dłuższy i mam nadzieję, że Wam się spodobał.
Ja osobiście jestem całkiem z niego zadowolona. Wreszcie akcja się rozkręca, a w kolejnym rozdziale będzie jeszcze lepiej :D
Czy Justin będzie chciał jedynie zdobyć Destiny? I co to za sprawa, którą muszą wykonać chłopaki?
Liczę na Wasze opinie w komentarzach odnośnie rozdziału, jeśli macie jakieś pytania postaram się na nie odpowiedzieć :)

Zapomniałabym. Wolicie jeśli rozdział jest z perspektywy jednej osoby czy lepiej jest, gdy są pomieszane, jak w tym rozdziale?

Zachęcam do dodawania do obserwowanych, komentowania i oczywiście czytania.

Właśnie zaczęłam ferie, więc postaram się dużo pisać, tym bardziej, że pomysłów nie brakuje ;)
Zapraszam również na collision-fanfiction

Trzymajcie się cieplutko i do następnego

błędy nie są sprawdzone.

30 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Jestem ciekawa czy Justina ją zdobędzie ;o czekam na następne podziały!
    @JustenAkaMyLove

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Justin
      *rozdziały xd
      @JustenAkaMyLove

      Usuń
  2. rozdział jest cudowny jak zawsze. Tak myślę że sie w niej zakocha. Czekam nn @ilysm_jbiebs

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny *,* Wolę jak perspektywy są pomieszane tak jak tutaj ;3 pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  4. wole takie rozdzialy
    czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu chce ja od razu zdobyć skoro jej nie lubi ? . Co do rozdziału to bardzo mi sie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justin nie jest przyzwyczajony do tego, że jakaś dziewczyna ma go gdzieś i nie interesuje się jego osobą, dlatego postanowił zdobyć Destiny, pomimo, iż go wkurza. Jest dla niego pewnego rodzaju wyzwaniem ;)
      W tym rozdziale i poprzednim (o ile dobrze pamiętam) Justin o tym wspominał :)

      cieszę się, że Ci się rozdział podobał ;*

      Usuń
  6. omomom boooski...nie mogę się doczekać kolejnego..jestem ciekawa kolejnej akcji <333
    cieszę się, że akcja się rozkręca...kooocham <3333
    i tak lepiej się czyta jak są mieszane perspektywy...<3333

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny.
    Wolę gdy rozdział jest pisany z perspektywy jednej osoby.
    Ja też teraz zaczełam ferie ;)
    Pozdrawiam i życzę miłych ferii ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i również Ci życzę udanych ferii, trzymaj się cieplutko ♥

      Usuń
  8. No jaki piękny prezent! Wychodzi na to, że mam dwudniowe walentynki. :D
    Rozmowa Destiny i jej matki, bardzo mnie rozbawiła. Kurcze, ma straszne wyrozumiałą matkę, aż pozazdrościć.
    Reakcja Justina na Destiny jest strasznie intrygująca. Jak chce ją uwieść to naprawdę będzie musiał się postarać. Kocham te ich przekomarzanie i pyskowanie :D
    Osobiście lubię jak piszesz z ich dwóch punktów widzenia. Mogę wtedy dokładniej i szybciej dowiedzieć się co siedzi w ich zadziornych główkach. :P
    Pozdrawiam serdecznie!

    http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och będzie Justinowi ciężko, nawet bardzo haha przede wszystkim musi przekonać do siebie Des :D
      dziękuję i również pozdrawiam ♥

      Usuń
  9. Jejku!
    Uwielbiam to ff!
    W dodatku taki dłuugi rozdział *-*
    Podoba mi się jak piszesz w dwóch perspektywach.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! <3
    @bemybabemaybe

    OdpowiedzUsuń
  10. dwie perspektywy o wiele lepsze ;) choć do Miley nie pasują mi brązowe oczy, wolę jej naturalne - niebieskie - i cały czas mnie to gryzie, ale przymknę na to oko ;> czekam na następny rozdział c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja również uwielbiam jej niebieskie oczy, lecz to takie zboczenie zawodowe. mam nadzieję, że mi wybaczysz i nie będzie Ci to bardzo przeszkadzać w czytaniu ♥

      Usuń
  11. świetny rozdział :))

    ~@thegingercake

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny, jeju podoba mi się ten ff! Jeśli możesz informuj mnie <3~UniverseHaz

    OdpowiedzUsuń
  13. świetnie piszesz! :) czekam na kolejny :*
    a i zapraszam na nowego bloga, pojawił się już prolog :)
    http://you-just-need-a-second-person.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezusie, hahhaha <3
    Rozdział jak zwykle mega, szczególnie momenty, gdzie Destiny prowokuje Justina, swoimi kąśliwymi uwagami. :3 Rozbawia mnie to czasem do łez, czytając jak biedny chłopak reaguje, na jej zadziorny charakterek :D
    Rzeczywiście, te opowiadanie jest całkiem inne od poprzedniego i nie wiem czemu, zauważyłam to dopiero w tym rozdziale. :3 Lepiej późno niż wcale, prawda, kochana? : )
    Och, wiedziałam. Będzie próbował ją zdobyć : ( Justin jest bezczelny. Mam nadzieję, że to on się pierwszy zakocha w niej, a potem ona w nim, żeby miał jakąś nauczkę, żeby tak nie postępować :D
    Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, pewnie Ci to już mówiłam, no.. ale no :DD
    Czekam na kolejny kochanie <3 .
    ~ Drew.
    http://thepastalwayscomesbackx3.blogspot.com/
    http://angelsdonotdieyet.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach ta Destiny :D Potrafi się bić, podoba mi się to w niej hahaha Jest taka... Pociągająca, pod każdym względem. Nie dziwię się, że Justin tak na nią reaguje. Czasami aż dziwię się, że może się powstrzymać chłopak przed czymkolwiek. Oboje mają ogniste charaktery, są razem niesamowici i naprawdę przypadli mi do gustu. A to, że postanowił ją jakoś zdobyć szczególnie mnie bawi. Mam tylko nadzieję, że Destiny tak łatwo się mu nie da :D
    Niesamowicie piszesz, akcja jest boska i w ogóle strasznie podoba mi się cała fabuła tego opowiadania. Wspaniale komponujesz każdy rozdział i aż nie chce się przerywać chociażby na chwilę czytania Twojego dzieła <3


    ( http://collision-fanfiction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  16. Mówiłam już że uwielbiam to opowiadanie? Justin chce zdobyć Destiny... jestem ciekawa w ile mu ulegnie a przede wszystkim co wtedy z jej chłopakiem. Może będą o nią walczyć? I mama Destiny jest super, bardzo wyrozumiala.
    Mam nadzieję że nowy już niedługo bo niemogę się doczekać tego co się stanie dalej fhhu
    Życzę weny xx
    Strong Blow, @mykidherorauhl

    OdpowiedzUsuń
  17. Nieziemski *-*
    http://life-has-become-a-failure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Omg kocham to opowiadanie! *.*
    Prosze o informowanie :)
    @hazzsunshine

    OdpowiedzUsuń
  19. ZAJEBISTE *O*

    OdpowiedzUsuń