Destiny's POV
Wciąż jeszcze
nie do końca wybudziwszy się z pięknego snu, przechyliłam głowę
na bok, czując jak mój policzek spotyka się z czymś, co
zdecydowanie nie było moją miękką, puchową poduszką.
Zdezorientowana ściągnęłam brwi i powoli uchyliłam powieki.
- O cholera! - krzyknęłam, o mały włos nie spadając z kanapy pod wpływem gwałtownego ruchu.
- O cholera! - krzyknęłam, o mały włos nie spadając z kanapy pod wpływem gwałtownego ruchu.
Szybko zakryłam
usta dłonią, dopiero teraz zdając sobie sprawę z siły mojego
głosu. Justin z głową lekko przechyloną w bok, spał smacznie na
mojej kanapie, a jego nagi tors był dostępny dla moich oczu w
pełnej okazałości. Powoli oblizałam usta, uważnie lustrując
każdy skrawek jego umięśnionego ciała, aż w końcu mój wzrok
zatrzymał się na ręce chłopaka. Tatuaże, które się na niej
znajdowały tworzyły tak zwany rękaw aż po sam bark. Z uwagą
przyglądałam się malunkom, jakie zdobiły ciało bruneta. Byłam
wręcz pewna, że każdy z nich wiązał ze sobą jakąś historię.
Justin mruknął coś niezrozumiale i przekręcił głowę w bok, co
sprawiło, iż miałam idealny widok na jego twarz. Jego brwi lekko
się ściągnęły, lecz już po chwili błogi spokój znów wkroczył
na jego buzię. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie, gdy spał.
Gdybym ujrzała go w takim świetle pierwszy raz, nigdy nie
przyszłoby mi do głowy, że jest zdolny do takich rzeczy. Im dłużej
patrzyłam na jego twarz, tym bardziej utwierdzałam się w
przekonaniu, że moja mama chyba miała rację. Choć z ogromną
niechęcią, ale musiałam to przyznać. Justin był przystojny i to
cholernie. Przełknęłam głośno ślinę, gdy mój wzrok zawiesił
się na pokaźnych rozmiarów opatrunku, znajdującym się na
policzku chłopaka. Doskonale wiedziałam, iż rozcięcie, które się
pod nim znajduje, pozostawi po sobie bliznę na całe życie.
Wszystkie obrażenia Justina wyglądały znacznie gorzej, niż parę
godzin temu, a nagłe współczucie ukuło moje serce. Nie miałam
pojęcia jak długo udałoby mi się bronić przed Jasonem, gdyby
Justin nie wpadł do mojego domu w tamtym momencie. Choć zdawałam
sobie sprawę, że obrażenia jakich doznał Bieber nie były
spowodowane przez mojego byłego chłopaka, czułam wobec niego
współczucie. Zdecydowanie musiał cierpieć, a ból jaki odczuwał
z pewnością nie był mały. Ponownie oblizałam usta i przeczesałam
palcami włosy, zdając sobie nagle sprawę, że od dobrych
kilkudziesięciu minut niemal molestuję wzrokiem Justina. Mentalnie
uderzyłam się w twarz i najciszej jak mogłam wygramoliłam się
spod brązowego koca, kierując w stronę mojej sypialni. Miałam
nadzieję wziąć szybki prysznic nim chłopak zdąży się obudzić.
Nie przepadaliśmy za sobą, jednak faktem było, że Justin uratował
mi wczoraj tyłek i mimo negatywnych uczuć jakie do niego żywiłam,
należały mu się podziękowania. Wydarzenia, które miały miejsce
w nocy wciąż jeszcze nie dawały mi spokoju i jak żywe pojawiały
się w mojej głowie. Obraz Jasona, niegdyś mojego cudownego i
wspaniałego chłopaka, usiłującego mnie zgwałcić widniał przed
moimi oczami. Poczułam charakterystyczne pieczenie, a chwilę
później oczy zaczęły napełniać się słonym płynem, który
wkrótce spłynął po moich policzkach wydostawszy się na zewnątrz.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona i poniżona. Gorąca
woda zaczęła spływać po moim nagim ciele, mieszając się razem z
łzami, które niczym małe potoki ciekły po policzkach. Uniosłam
do góry ręce i powoli obróciłam je kilkakrotnie, aby móc
dokładnie przyjrzeć się śladom, jakie pozostawił po sobie Jason.
Sine odciski wyglądały co najmniej okropnie i czułam do nich
ogromne obrzydzenie, ponieważ w pewnym stopniu Jason pozostawił na
mnie ślad nocnych wydarzeń. Namydliłam ciało i włosy swoimi
ulubionymi kokosowymi kosmetykami i opłukawszy je wodą, wyszłam
spod prysznica, otulając się szczelnie ręcznikiem. Woda kapała z
moich włosów gdy przemierzałam pokój, kierując się do garderoby
w poszukiwaniu czystej bielizny oraz czegoś do ubrania. Łzy znów
napłynęły do oczu, gdy mój wzrok ponownie spoczął na
posiniaczonych nadgarstkach. Byłam silną dziewczyną, a
przynajmniej starałam się taką być, jednak niektóre sytuacje nie
pozwalają nam na zachowanie spokoju i zimnej krwi, a ta sytuacja
była właśnie jedną z nich. Musiałam jednak w minimalnym stopniu
spróbować się pozbierać. Nie mogłam pokazać przed Justinem jak
bardzo jestem słaba. Ubrawszy się w ciemne, dopasowane jeansy i
nieco prześwitującą, czarną bluzkę, nałożyłam lekki makijaż
i zeszłam na dół do salonu. Justin siedział na kanapie w salonie
i oglądał telewizję. Biała koszulka na powrót zakryła jego
umięśniony, posiniaczony tors. Uśmiechnęłam się blado, gdy
wzrok chłopaka spoczął na mojej twarzy, a następnie przeniósł
się na nadgarstki. Cholera, mogłam założyć coś z długim
rękawem. Nerwowo przełknęłam ślinę, gdy Justin niemal świdrował
mnie wzrokiem i powoli ruszyłam w jego stronę.
Justin's POV
Destiny
niespiesznie zajęła miejsce obok mnie, za wszelką cenę unikając
mojego spojrzenia. Ręce automatycznie zacisnęły się w pięści,
gdy tylko ujrzałem siniaki na ciele dziewczyny. Choć nasz początek
był trudny, to sytuacja w jakiej obydwoje się znaleźliśmy
zdecydowanie nie pozwalała mi na zachowanie dotychczasowego stosunku
do jej osoby. Nigdy nie uderzyłem kobiety, nigdy nie wyrządziłem
żadnej z nich krzywdy i z całego serca cholernie nienawidziłem
osób, które dopuściły się przemocy na kobiecie, nawet tej
minimalnej. Być może za sobą nie przepadaliśmy, jednak w tym
momencie najważniejsze było bezpieczeństwo Destiny. Poprawiłem
się na kanapie, kątem oka dostrzegając jak dziewczyna usilnie
próbuje zakryć przede mną swoje posiniaczone nadgarstki, jednak
bezskutecznie.
- Trzeba było założyć coś dłuższego, jeśli nie chciałaś żebym je zobaczył.
- Trzeba było założyć coś dłuższego, jeśli nie chciałaś żebym je zobaczył.
Nie
odpowiedziała. Ponownie zacisnąłem pięści, a następnie powoli
je rozluźniłem i podniosłem się z kanapy, ruszając w stronę
korytarza. Miałem nadzieję udać się jak najszybciej do domu,
wziąć szybkim prysznic i założyć czyste ciuchy, które nie były
ubrudzone krwią. Wtem usłyszałem dźwięk dzwonka, a następnie
ciche pukanie w drewno. Destiny niespiesznie podniosła się z kanapy
i powolnym ruchem otworzyła drzwi. Widać było, iż nie ma ochoty
na żadne wizyty. Krzyżując ręce na piersi, oparłem się barkiem
o ścianę i przysłonięty mahoniowym drewnem czekałem na
rozwinięcie sytuacji.
- Mogę wejść?
- Mogę wejść?
Krew w moich
żyłach zaczęła pulsować ze zdwojoną siłą. Nigdy nie zapomnę
głosu tego skurwysyna. Zacisnąłem szczękę, mimowolnie zgrzytając
zębami. Destiny odruchowo cofnęła się do tyłu, delikatnie
popychając do przodu drzwi. Rzuciła szybkie, niemal błagalne
spojrzenie w moją stronę. Bała się go i usiłowała odnaleźć we
mnie jakiekolwiek oparcie. Kiwnąłem lekko głową i uśmiechnąłem
się ciepło, mając nadzieję, że dodam jej tym choć odrobinę
odwagi. Ucieszyłem się, gdy ponownie otworzyła drzwi i pewnie
wyszła temu dupkowi naprzeciw.
- Czego chcesz?
Jej lodowaty ton
głosu przeraził nawet mnie samego. To niesamowite jak z rozbitej na
kawałeczki potrafiła pozbierać się w całość. Być może nawet
jeszcze silniejszą niż przedtem.
- Chciałem cię przeprosić.
- Chciałem cię przeprosić.
Prychnąłem z
pogardą, mając nadzieję, że nieproszony gość nie usłyszał
mojej reakcji, ponieważ zepsułoby to całą zabawę.
- Przeprosić? - Destiny zaśmiała się donoście. - Przeprosić za co? Za to, że próbowałeś mnie zgwałcić?! - warknęła.
- To nie ja! Chłopaki... Oni dosypali mi czegoś, a potem jeszcze dali żebym coś wziął.
- Przeprosić? - Destiny zaśmiała się donoście. - Przeprosić za co? Za to, że próbowałeś mnie zgwałcić?! - warknęła.
- To nie ja! Chłopaki... Oni dosypali mi czegoś, a potem jeszcze dali żebym coś wziął.
Jego próby
tłumaczenia się były wprost żałosne.
- Gówno mnie to obchodzi, Jason. Jesteś zwykłym śmieciem.
- Des...
- Wynoś się stąd, nie chcę cię więcej widzieć.
- Gówno mnie to obchodzi, Jason. Jesteś zwykłym śmieciem.
- Des...
- Wynoś się stąd, nie chcę cię więcej widzieć.
Postać
Peers ponownie pojawiła się w drzwiach, lecz natychmiast została
gwałtownie pociągnięta do tyłu. Mogłem poczekać jeszcze trochę,
jednak w głębi duszy nie chciałem, aby ponownie zrobił jej
krzywdę. Czym prędzej wyszedłem zza drzwi i z całej siły
złapałem chłopaka za ręce, odciągając go od Destiny i brutalnie
popchnąłem go do tyłu. Jak on śmiał pojawiać się tu po tym
wszystkim, w dodatku ponownie próbując swojej siły na dziewczynie.
Dopiero teraz mój wzrok skupił się na jego twarzy, która
wyglądała co najmniej okropnie i z pewnością nie miała w sobie
nic ze swojego wcześniejszego wyglądu. Nie sposób było znaleźć
miejsce, na jego fioletowej twarzy, które nie byłoby opuchnięte.
Dookoła oczu malowały się purpurowe kręgi. Zaśmiałem się
mimowolnie. Wyglądało to dość komicznie, zupełnie jakby założył
okulary. Chłopak dźwignął się na nogi, przyjmując pozycję
obronną, na co z moich ust ponownie wydobył się śmiech, jednak
już po chwili moje mięśnie napięły się i pewnym krokiem
ruszyłem w stronę chłopaka, łapiąc go z całych sił za
koszulkę.
- Posłuchaj mnie kurwa uważnie, ponieważ nie mam zamiaru się powtarzać – warknąłem, przysuwając swoją twarz jak najbliżej jego, aby jedynie on mógł mnie usłyszeć. Adrenalina zaczęła pulsować w moich żyłach. - Wypierdalaj stąd i nigdy więcej się tu nie pokazuj – syknąłem. - Jeśli tylko się dowiem, że znów nachodziłeś Destiny – nachyliłem się jeszcze bardziej, niemal szepcząc do ucha bruneta – zabiję cię.
Z uśmiechem na ustach odsunąłem się od tego śmiecia i skrzyżowałem ręce na piersi. Choć wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, to w oczach chłopaka malowało się wyraźne przerażenie.
- Nienawidzę osób, które krzywdzą kobiety – dodałem, gwałtownie odwracając się w stronę Destiny, która stała w drzwiach, przyglądając się z wyraźnym zaciekawieniem całej sytuacji.
- Twój chłoptaś nie będzie więcej stwarzać problemów – rzuciłem, mijając ją w wejściu i chwyciłem kluczyki od swojego samochodu, które leżały na drewnianej szafce.
Wtem usłyszałem znajomą melodię, który wydobywała się z kieszeni moich spodni. Niespiesznie wyciągnąłem komórkę i przejechałem palcem po ekranie.
- Gdzie ty kurwa jesteś?! Miałeś być już dwie godziny temu!
- Zaraz będę, nie dramatyzuj – mruknąłem od niechcenia.- Byle szybko, Silver zaczyna się już wkurwiać.
- Będę za piętnaście minut.
Rozłączyłem się i schowałem telefon z powrotem do kieszeni spodni.
- Do zobaczenia w poniedziałek – rzuciłem, wychodząc.
- Posłuchaj mnie kurwa uważnie, ponieważ nie mam zamiaru się powtarzać – warknąłem, przysuwając swoją twarz jak najbliżej jego, aby jedynie on mógł mnie usłyszeć. Adrenalina zaczęła pulsować w moich żyłach. - Wypierdalaj stąd i nigdy więcej się tu nie pokazuj – syknąłem. - Jeśli tylko się dowiem, że znów nachodziłeś Destiny – nachyliłem się jeszcze bardziej, niemal szepcząc do ucha bruneta – zabiję cię.
Z uśmiechem na ustach odsunąłem się od tego śmiecia i skrzyżowałem ręce na piersi. Choć wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, to w oczach chłopaka malowało się wyraźne przerażenie.
- Nienawidzę osób, które krzywdzą kobiety – dodałem, gwałtownie odwracając się w stronę Destiny, która stała w drzwiach, przyglądając się z wyraźnym zaciekawieniem całej sytuacji.
- Twój chłoptaś nie będzie więcej stwarzać problemów – rzuciłem, mijając ją w wejściu i chwyciłem kluczyki od swojego samochodu, które leżały na drewnianej szafce.
Wtem usłyszałem znajomą melodię, który wydobywała się z kieszeni moich spodni. Niespiesznie wyciągnąłem komórkę i przejechałem palcem po ekranie.
- Gdzie ty kurwa jesteś?! Miałeś być już dwie godziny temu!
- Zaraz będę, nie dramatyzuj – mruknąłem od niechcenia.- Byle szybko, Silver zaczyna się już wkurwiać.
- Będę za piętnaście minut.
Rozłączyłem się i schowałem telefon z powrotem do kieszeni spodni.
- Do zobaczenia w poniedziałek – rzuciłem, wychodząc.
***
Czym prędzej zaparkowałem samochód przed klubem Silvera i niemal
biegiem ruszyłem w stronę wejścia. Przez nocne wrażenia jakich
doświadczyłem, zupełnie zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu, na
którym Silver miał nam przedstawić szczegóły dotyczące
pierwszej akcji. W duchu przeklinałem samego siebie, iż zapomniałem
o tak istotnym fakcie. Harry zapewne usiłował mnie jakoś
usprawiedliwić, choć obydwaj doskonale widzieliśmy, że Silver nie
da się oszukać. Niemal z impetem wpadłem na szklany stolik, przy
którym siedzieli wszyscy zainteresowani i czym prędzej zająłem
swoje miejsce na skórzanej, czerwonej kanapie.
- Stary, myłeś się dzisiaj? - szepnął Harry, pochylając się w moją stronę. - W dodatku wyglądasz jak gówno.
Wzruszyłem ramionami.
- Później ci wyjaśnię – mruknąłem.
Rozejrzałem się uważnie po twarzach zgromadzonych, jednak wśród nich nie było Silvera. Już miałem odwrócić się do Harry'ego, gdy moich uszu dobiegł niski, zachrypnięty głos.
- Justin, chłopcze – mężczyzna klasnął w dłonie, następnie pocierając jedną o drugą i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
Dłuższą chwilę przyglądał się mojej poobijanej twarzy, zanim ponownie się odezwał, zajmując miejsce tuż naprzeciw nas.
- Nie chcę was już dłużej zatrzymywać, ponieważ i tak wystarczająco zmarnowaliśmy swój cenny czas – spojrzał wymownie w moją stronę, na co moja szczęka automatycznie się zacisnęła.
Kurwa, każdemu może się zdarzyć.
- Jutro wieczorem udacie się do domu niejakiego Bastarda i grzecznie przekażecie mu, że nie będę czekał jebanych dwóch tygodni, aż odda pieniądze. Żadnych dowodów, ani tym bardziej świadków. To ma być wypadek, jasne? – Spojrzał porozumiewawczo na naszą dwójkę. Doskonale wiedziałem co będziemy musieli zrobić. - Chłopaki pójdą z wami – machnął ręką w stronę dwóch, dobrze zbudowanych mężczyzn. - Wezmą to, co należy do mnie.
Zamyślił się przez chwilę, przekręcając na palcu złoty sygnet, z którym nigdy się nie rozstawał. Mnóstwo razy powtarzał nam, jak ważne znaczenie ma dla niego owy pierścień, lecz nigdy nie opowiedział historii, jaka się za tym kryła. Przetarłem twarz rękoma, dopiero teraz przypominając sobie o plastrze znajdującym się na moim policzku, gdy opuszkami palców przejechałem po jego szorstkiej strukturze. Destiny nakleiła mi go wczoraj, tym samym chowając przed resztą świata głębokie rozcięcie, po którym z pewnością pozostanie blizna. Mój mózg automatycznie zareagował na samo wspomnienie o niej, przypominając mi jak jej drobne dłonie błądziły powoli po moim ciele, z uwagą i niezwykłą delikatnością kierując się na każdą z moich ran. Obraz przeszywających, bursztynowych tęczówek przysłonił mi wszystko co do tej pory widziałem, sprawiając, że zaczynałem skupiać całą swoją uwagę na jak dokładnym odwzorowaniu głębokiej barwy jej oczu. Nagle moje myśli ponownie nawiedził obraz zeszłej nocy. Destiny, przyciśnięta do ściany i całkowicie bezbronna. Gdy tylko mnie przytuliła, poczułem jakby miała za chwilę się rozsypać. Jej kruchość i bezradność biła od niej z oszałamiającą siłą, dodatkowo mnie przytłaczając. Nie mogłem pozwolić, aby ten skurwiel ją skrzywdził. Na samo wspomnienie tamtych chwil w moim żołądku pojawił się dziwny ucisk. Mimowolnie potrząsnąłem głową, aby odgonić obrazy błąkające się po mojej głowie, gdy ktoś szturchnął mnie lekko w ramię. Niemal błędnym wzrokiem rozejrzałem się dookoła, zdając sobie sprawę, że spotkanie dobiegło już końca i jako jedyny pozostałem siedząc na kanapie. Harry przyglądał mi się badawczo, uważnie lustrując moją twarz. Miałem nadzieję, że chociaż on wysłuchał do końca wskazówek Silvera.
- Ruszysz się wreszcie? - Mruknął lekko poirytowany brakiem reakcji z mojej strony.
Bez słowa podniosłem się z siedzenia i przeczesałem palcami włosy, zmierzając w stronę wyjścia, a Harry ruszył tuż za mną.
- Stary, myłeś się dzisiaj? - szepnął Harry, pochylając się w moją stronę. - W dodatku wyglądasz jak gówno.
Wzruszyłem ramionami.
- Później ci wyjaśnię – mruknąłem.
Rozejrzałem się uważnie po twarzach zgromadzonych, jednak wśród nich nie było Silvera. Już miałem odwrócić się do Harry'ego, gdy moich uszu dobiegł niski, zachrypnięty głos.
- Justin, chłopcze – mężczyzna klasnął w dłonie, następnie pocierając jedną o drugą i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
Dłuższą chwilę przyglądał się mojej poobijanej twarzy, zanim ponownie się odezwał, zajmując miejsce tuż naprzeciw nas.
- Nie chcę was już dłużej zatrzymywać, ponieważ i tak wystarczająco zmarnowaliśmy swój cenny czas – spojrzał wymownie w moją stronę, na co moja szczęka automatycznie się zacisnęła.
Kurwa, każdemu może się zdarzyć.
- Jutro wieczorem udacie się do domu niejakiego Bastarda i grzecznie przekażecie mu, że nie będę czekał jebanych dwóch tygodni, aż odda pieniądze. Żadnych dowodów, ani tym bardziej świadków. To ma być wypadek, jasne? – Spojrzał porozumiewawczo na naszą dwójkę. Doskonale wiedziałem co będziemy musieli zrobić. - Chłopaki pójdą z wami – machnął ręką w stronę dwóch, dobrze zbudowanych mężczyzn. - Wezmą to, co należy do mnie.
Zamyślił się przez chwilę, przekręcając na palcu złoty sygnet, z którym nigdy się nie rozstawał. Mnóstwo razy powtarzał nam, jak ważne znaczenie ma dla niego owy pierścień, lecz nigdy nie opowiedział historii, jaka się za tym kryła. Przetarłem twarz rękoma, dopiero teraz przypominając sobie o plastrze znajdującym się na moim policzku, gdy opuszkami palców przejechałem po jego szorstkiej strukturze. Destiny nakleiła mi go wczoraj, tym samym chowając przed resztą świata głębokie rozcięcie, po którym z pewnością pozostanie blizna. Mój mózg automatycznie zareagował na samo wspomnienie o niej, przypominając mi jak jej drobne dłonie błądziły powoli po moim ciele, z uwagą i niezwykłą delikatnością kierując się na każdą z moich ran. Obraz przeszywających, bursztynowych tęczówek przysłonił mi wszystko co do tej pory widziałem, sprawiając, że zaczynałem skupiać całą swoją uwagę na jak dokładnym odwzorowaniu głębokiej barwy jej oczu. Nagle moje myśli ponownie nawiedził obraz zeszłej nocy. Destiny, przyciśnięta do ściany i całkowicie bezbronna. Gdy tylko mnie przytuliła, poczułem jakby miała za chwilę się rozsypać. Jej kruchość i bezradność biła od niej z oszałamiającą siłą, dodatkowo mnie przytłaczając. Nie mogłem pozwolić, aby ten skurwiel ją skrzywdził. Na samo wspomnienie tamtych chwil w moim żołądku pojawił się dziwny ucisk. Mimowolnie potrząsnąłem głową, aby odgonić obrazy błąkające się po mojej głowie, gdy ktoś szturchnął mnie lekko w ramię. Niemal błędnym wzrokiem rozejrzałem się dookoła, zdając sobie sprawę, że spotkanie dobiegło już końca i jako jedyny pozostałem siedząc na kanapie. Harry przyglądał mi się badawczo, uważnie lustrując moją twarz. Miałem nadzieję, że chociaż on wysłuchał do końca wskazówek Silvera.
- Ruszysz się wreszcie? - Mruknął lekko poirytowany brakiem reakcji z mojej strony.
Bez słowa podniosłem się z siedzenia i przeczesałem palcami włosy, zmierzając w stronę wyjścia, a Harry ruszył tuż za mną.
***
Harry's
POV
Zatrzymałem samochód na niewielkim parkingu przysłoniętym
drzewami i wysiadłem z auta, oczekując, aż wszyscy opuszczą jego
wnętrze. Nie mogliśmy podjechać tuż na miejsce, ponieważ byłoby
to zdecydowanie zbyt ryzykowane, a w danej chwili nie mogliśmy sobie
pozwolić na takie zabawy. Cały plan opracowany był z
najdokładniejszym szczegółem i dopięty na ostatni guzik. Dziesięć
minut drogi do celu naszej podróży, trzy zanim uda nam się
wszystkim przedostać przez ogrodzenie, kolejne trzy kiedy dostaniemy
się do środka. Nawet jebane sekundy mieliśmy wyliczone. Silver
wyraźnie nam zaznaczył, że nikt nie może nas zobaczyć. Żadnych
świadków. To miała być cicha akcja, która nie pozostawi po sobie
nawet najmniejszego śladu, świadczącego, że to właśnie nasza
czwórka brała w tym udział. Justin bardzo dokładnie
przeanalizował każdy szczegół, a dzięki temu, że Silver podał
nam wszystkie potrzebne informacje, my musieliśmy jedynie trzymać
się ścisłego planu i przede wszystkim czasu. Nogi wiodły mnie w
dobrze znane już miejsce i tak jak zaplanował mój przyjaciel,
otworzył nam wejście w niecałe trzy minuty. Okolica była już
całkowicie pusta, co było jak najbardziej normalne o tej porze.
Większość ludzi leżała w swoich łóżkach i smacznie spała,
zupełnie nieświadoma tego, co miało się za chwilę wydarzyć.
Poniekąd zazdrościłem im tej niewiedzy. Czasem również chciałbym
żyć w nieświadomości na niektóre sprawy.
- Harry, rób to i spierdalamy! - Justin niemal krzyknął.
- Sprawdziłeś dom?
- Tak, pospiesz się!
- Harry, rób to i spierdalamy! - Justin niemal krzyknął.
- Sprawdziłeś dom?
- Tak, pospiesz się!
Destiny's
POV
-
Channell, daj już spokój – zaśmiałam się, uderzając lekko
przyjaciółkę w ramię, gdy ta wpychała do ust kolejną piankę z
rzędu. - Chyba zaraz zwymiotuję – wystawiłam język, udając
odruch wymiotny, na co Channell gwałtownie się zaśmiała,
opluwając mnie porcją pianek.
- Prze-pra-a-szam – wydusiła, między szybkimi oddechami, niemal turlając się po podłodze ze śmiechu.
Przetarłam twarz ręką, a nasz wspólny śmiech zabrzmiał w salonie. Cieszyłam się, że Nell od razu przyszła do mnie, z miejsca informując, że nie będę tej nocy spać samotnie za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Dziękowałam także w duchu, iż nie wypytywała mnie o całą sytuację, spokojnie czekając, aż sama zacznę mówić. Channell niezwykle się o mnie troszczyła i jestem wręcz pewna, że nigdzie nie znalazłabym lepszej przyjaciółki, niż moja Nell. Jej blond włosy rozrzucone były na dywanie dookoła twarzy, gdy przekręciła się na plecy, wciąż jeszcze cicho chichocząc. Byłyśmy trochę wstawione, a także lekko upalone co zdecydowanie dało się zauważyć po naszym zachowaniu. Opierając się rękoma o dywan dźwignęłam się na nogi i nieco chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę szafki, na której zostawiłam pilota i zaczęłam powoli przerzucać kanały w poszukiwaniu jakiegoś filmu, który byłby godny uwagi.
- Nim strażacy zdążyli dojechać na San Vicente Boulevard, dom doszczętnie spłonął.
Zaciekawiona wpatrywałam się w kolorowy ekran. San Vicente Boulevard. To było niedaleko mnie.
- Des, włącz jakąś muzykę – jęknęła Channell, przekręcając się na brzuch.
- Shh – przyłożyłam palec do ust, pogłaśniając.
- Najprawdopodobniej doszło do podpalenia – na ekranie telewizora pojawił się obraz czarnowłosego policjanta - jednak dopiero po wynikach śledztwa będziemy w stanie dokładnie ocenić sytuację. Jedyne co mogę potwierdzić na chwilę obecną, to fakt, iż nie było żadnych ofiar śmiertelnych.
- Podpalenie? - spytała Channell na co lekko skinęłam głową. - O mój Boże – teatralnym gestem zakryła sobie usta dłonią. - Przecież to wydarzyło się niedaleko od ciebie! Myślisz, że teraz tu przyjdą? - pisnęła, zrywając się na równe nogi.
- Channell, jesteś tu bezpieczna.
- Tamci pewnie też tak myśleli – rzuciła.
Nell miała rację. Niezależnie od tego kto to był miałam ogromną nadzieję, że go złapią. Człowiek nie może się już nawet czuć bezpieczny we własnym domu, pomimo wszelkich alarmów oraz innych środków bezpieczeństwa. Westchnęłam cicho i wyciągnęłam telefon z kieszeni słysząc znajomą melodyjkę.
Wiadomość od: Nieznany
Może jednak zobaczymy się szybciej, niż przypuszczałem.
Zamrugałam kilkakrotnie, czytając wiadomość trzy razy. Mimowolnie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Co do cholery?!
Wiadomość do: Nieznany
?
Zanim zastanowiłam się co robię wysłałam wiadomość, po czym mentalnie dałam sobie w twarz. Tak, bardzo kreatywne Des. Wyślij mu znak zapytania, pokaż jak bardzo niedorozwinięta jesteś. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Wiadomość od: Nieznany
Wyjdź przed dom.
- Nie idź – pisnęła Channell, kurczowo ściskając moje ramię, w które niemal z całą siłą wbijała swoje długie paznokcie. Byłam pewna, że pozostaną mi po nich ślady. - Nie bądź głupia Des, to nie jest kurwa śmieszne.
Miała rację. Nie było. Ale kto do cholery robiły sobie takie żarty? Nie sądzę, aby nagle jakieś psychopata zdobył mój numer. Odetchnęłam głęboko, przejeżdżając ręką po twarzy i jeszcze raz uważnie przeczytałam całą rozmowę, gdy nagle coś zaświtało mi w głowie.„Do zobaczenia w poniedziałek”Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech, który natychmiast zastąpiła irytacja. Dupek, zapewne przeglądał mój telefon kiedy mnie nie było. Schowałam iPhone'a do kieszeni i chwyciłam Nell za rękę, ruszając w stronę drzwi.
- Posrało cię?! Nigdzie nie idę.
Blondynka zaparła się kurczowo niczym małe dziecko, co sprawiło, iż ciągnęłam ją po podłodze.
- Wyluzuj – zaśmiałam się radośnie, kręcąc głową z dezaprobatą na jej poczynania.
Moja ręka dotknęła chłodnej klamki, a drzwi natychmiast ustąpiły, ukazując radośnie błyszczące, karmelowe tęczówki, których głębia natychmiast pociągnęła mnie za sobą, za nic nie chcąc puścić i pozwolić się wydostać. Ale czy chciałam?
- Witaj, Des.
- Prze-pra-a-szam – wydusiła, między szybkimi oddechami, niemal turlając się po podłodze ze śmiechu.
Przetarłam twarz ręką, a nasz wspólny śmiech zabrzmiał w salonie. Cieszyłam się, że Nell od razu przyszła do mnie, z miejsca informując, że nie będę tej nocy spać samotnie za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Dziękowałam także w duchu, iż nie wypytywała mnie o całą sytuację, spokojnie czekając, aż sama zacznę mówić. Channell niezwykle się o mnie troszczyła i jestem wręcz pewna, że nigdzie nie znalazłabym lepszej przyjaciółki, niż moja Nell. Jej blond włosy rozrzucone były na dywanie dookoła twarzy, gdy przekręciła się na plecy, wciąż jeszcze cicho chichocząc. Byłyśmy trochę wstawione, a także lekko upalone co zdecydowanie dało się zauważyć po naszym zachowaniu. Opierając się rękoma o dywan dźwignęłam się na nogi i nieco chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę szafki, na której zostawiłam pilota i zaczęłam powoli przerzucać kanały w poszukiwaniu jakiegoś filmu, który byłby godny uwagi.
- Nim strażacy zdążyli dojechać na San Vicente Boulevard, dom doszczętnie spłonął.
Zaciekawiona wpatrywałam się w kolorowy ekran. San Vicente Boulevard. To było niedaleko mnie.
- Des, włącz jakąś muzykę – jęknęła Channell, przekręcając się na brzuch.
- Shh – przyłożyłam palec do ust, pogłaśniając.
- Najprawdopodobniej doszło do podpalenia – na ekranie telewizora pojawił się obraz czarnowłosego policjanta - jednak dopiero po wynikach śledztwa będziemy w stanie dokładnie ocenić sytuację. Jedyne co mogę potwierdzić na chwilę obecną, to fakt, iż nie było żadnych ofiar śmiertelnych.
- Podpalenie? - spytała Channell na co lekko skinęłam głową. - O mój Boże – teatralnym gestem zakryła sobie usta dłonią. - Przecież to wydarzyło się niedaleko od ciebie! Myślisz, że teraz tu przyjdą? - pisnęła, zrywając się na równe nogi.
- Channell, jesteś tu bezpieczna.
- Tamci pewnie też tak myśleli – rzuciła.
Nell miała rację. Niezależnie od tego kto to był miałam ogromną nadzieję, że go złapią. Człowiek nie może się już nawet czuć bezpieczny we własnym domu, pomimo wszelkich alarmów oraz innych środków bezpieczeństwa. Westchnęłam cicho i wyciągnęłam telefon z kieszeni słysząc znajomą melodyjkę.
Wiadomość od: Nieznany
Może jednak zobaczymy się szybciej, niż przypuszczałem.
Zamrugałam kilkakrotnie, czytając wiadomość trzy razy. Mimowolnie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Co do cholery?!
Wiadomość do: Nieznany
?
Zanim zastanowiłam się co robię wysłałam wiadomość, po czym mentalnie dałam sobie w twarz. Tak, bardzo kreatywne Des. Wyślij mu znak zapytania, pokaż jak bardzo niedorozwinięta jesteś. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Wiadomość od: Nieznany
Wyjdź przed dom.
- Nie idź – pisnęła Channell, kurczowo ściskając moje ramię, w które niemal z całą siłą wbijała swoje długie paznokcie. Byłam pewna, że pozostaną mi po nich ślady. - Nie bądź głupia Des, to nie jest kurwa śmieszne.
Miała rację. Nie było. Ale kto do cholery robiły sobie takie żarty? Nie sądzę, aby nagle jakieś psychopata zdobył mój numer. Odetchnęłam głęboko, przejeżdżając ręką po twarzy i jeszcze raz uważnie przeczytałam całą rozmowę, gdy nagle coś zaświtało mi w głowie.„Do zobaczenia w poniedziałek”Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech, który natychmiast zastąpiła irytacja. Dupek, zapewne przeglądał mój telefon kiedy mnie nie było. Schowałam iPhone'a do kieszeni i chwyciłam Nell za rękę, ruszając w stronę drzwi.
- Posrało cię?! Nigdzie nie idę.
Blondynka zaparła się kurczowo niczym małe dziecko, co sprawiło, iż ciągnęłam ją po podłodze.
- Wyluzuj – zaśmiałam się radośnie, kręcąc głową z dezaprobatą na jej poczynania.
Moja ręka dotknęła chłodnej klamki, a drzwi natychmiast ustąpiły, ukazując radośnie błyszczące, karmelowe tęczówki, których głębia natychmiast pociągnęła mnie za sobą, za nic nie chcąc puścić i pozwolić się wydostać. Ale czy chciałam?
- Witaj, Des.
___________________________________________________________
Cześć,
kochani! Jak Wam się podobał rozdział? Spodziewaliście się tego?
Cóż, mogę Wam powiedzieć, że to dopiero początek poczynań
Justina i Harry'ego ;)
Jak myślicie, kto pierwszy wpadnie w sidła miłości (jak poetycko haha) Justin, a może jednak nasza niepokorna Destiny?
Chciałabym Was też uprzedzić, że w związku ze zbliżającą się marutą, którą niestety muszę pisać w tym roku, kolejne rozdziały mogą pojawić się znacznie później, za co - bardzo proszę – nie bądźcie źli. Po wszystkim postaram się Wam wynagrodzić oczekiwanie.
Jak myślicie, kto pierwszy wpadnie w sidła miłości (jak poetycko haha) Justin, a może jednak nasza niepokorna Destiny?
Chciałabym Was też uprzedzić, że w związku ze zbliżającą się marutą, którą niestety muszę pisać w tym roku, kolejne rozdziały mogą pojawić się znacznie później, za co - bardzo proszę – nie bądźcie źli. Po wszystkim postaram się Wam wynagrodzić oczekiwanie.
CHCIAŁABYM WAM BARDZO, ALE TO BAAAARDZO PODZIĘKOWAĆ ZA TAK DUŻE ZAINTERESOWANIE TYM BLOGIEM.
ZA TO, ŻE TYLE KOMENTUJECIE, PISZECIE TYLE MIŁYCH SŁÓW. TO CHOLERNIE MIŁE MÓC CZYTAĆ COŚ TAKIEGO AFFJAFHALK
KOMENTUJCIE JAK NAJWIĘCEJ, PONIEWAŻ UWIELBIAM CZYTAĆ WASZE OPINIE I TO JAK SIĘ TYM EKSCYTUJECIE, TO CHOLERNIE MIŁE, A MOŻECIE MI WIERZYĆ, ŻE JA WCALE NIE EKSCYTUJĘ SIĘ MNIEJ.
Kocham, kocham, kocham <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Pozdrawiam i życzę dobrze zdanej matury ;*
cudowny ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział xox
OdpowiedzUsuń@bemybabemaybe
świetne omnomnomnomn
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Twoje opowiadanie jest świetne. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
OdpowiedzUsuń~Chilli76
Kocham to ♥
OdpowiedzUsuńświetne, genialne bshfbfskg
OdpowiedzUsuńczekam na następny
@Agnes5542
Genialny! Strasznie mnie ciekawi kto pierwszy "wpadnie w sidła miłości" xd bardzo dziekuję Ci za wszystko co dla nas robisz!
OdpowiedzUsuń@JustenAkaMyLove
Aaaaaaa! Nie mogę się doczekać następnego! Kocham to opowiadanie! Jesteś cudowna <333
OdpowiedzUsuń<33
OdpowiedzUsuńjejku jest rozdział *taniec radości* z utęsknieniem czekałam na rozdział i wow Justin i Harry omg . oo przyjechał do niej, jak słodko. Ich oboje ciągnie do siebie nawzajem. tak myśle, że Destiny nie ma o co się martwić, bo Jus nie pozwoli by coś jej jej się stało. A ten typek jason działa mi strasznie na nerwy. I jak mogłaś zakończyć mi w takim momencie, ale dobra czekam z niecierpliwością na następny i powodzenia na maturze słonce @ilysm_jbiebs
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńBiedna Des, przez te siniaki będzie ciągle przypomniała sobie tą chorą sytuację. I w ogóle, jak ten dupek śmiał się znowu pokazywać?! I to jeszcze z taką głupią wymówką! Całe szczęście Justin "Rycerz na białym koniu" ponownie uratował sytuację :P
Oby Justin nie wkopał się w jeszcze gorsze gówno z tym regulowaniem długów, bo nie będzie love story! :( Nie no, oczywiście, że będzie. Myślę, że Justin szybciej wpadnie w sidła miłości. Już trochę w nie wpada :D
O matko, jakie chaotyczny i bezsensowny komentarz :O No nic, czekam na następny i życzę miłej nauki przed maturką :P
Pozdrawiam i całuję ;**
Twoja od zawsze oddana, aG.! :)
Coś mi się zdaje że to nie Justin. A rozdział genialny.
OdpowiedzUsuńOh no mam nadzieję, że Justin wpadnie pierwszy, Des może być nieco oporna po tym, co zrobił jej Jason... Dziękuję za odpowiedź na blogu, cieszę się, że moje opowiadanie też przypadło ci do gustu :D Ja też piszę maturę w tym roku, istna masakra! A do tego jeszcze egzamin zawodowy.. Eh, moje rozdziały też na razie wiszą pod znakiem zapytania :D Co do informowania, to przed następnym rozdziałem utworzę specjalną zakładkę, gdzie będzie można to zrobić, a że TT nie posiadam, to będe informować cię tu :) Mam nadzieję, że to nie jakiś problem. :)
OdpowiedzUsuń[irreplaceable-gentleness]
O jest rozdział *taniec radości*
OdpowiedzUsuńi wow wow wow...... Jason matko święta jak On mnie irytuje, coraz bardziej mam ochotę by Justin Go zabił, jak dobrze, że znowu tam był i jej pomógł. Justin aka jej anioł hahaha <3 I co Oni z tym Harrym zrobili nooo.....
Ops nie wiem w sumie sama kto wpadnie w sidła miłości, czy Des czy Jus... trudno mi jest powiedzieć po tym jacy byli do siebie przedtem.
Czyżby Justin do niej przyszedł nononono coś się szykuje <3
Czekam nn @ilysm_jbiebs
A i będę trzymać za Ciebie kciuki byś zdała mi tą maturę słońce <33
Omomo..nie spodziewalam sie tego..calkowicie mnoe zaskoczylas tym rozdzialem.
OdpowiedzUsuńjest po prostu boooski i co by tu jeszcze powiedziec..Justin myslacy o Des? Zajebiaszcze po prosty...czekam ma NN nie moge sie doczekac...koocham ♥♥♥
O mój boże <3 jaki świetny rozdział *o*
OdpowiedzUsuńi sądzę że w sidła miłości (haha) wpadnie pierwszy Justin ♥
a ta końcówka, to Justin, mam nadzieję! przecież tak, głupio pisze xd
iasjfoiegjoigj jezu jakie to cudowne ♥
w każdym rozdziale coś się dzieje euighjeiugheruig kocham to czytać! (;
pozdrawiam i oczywiście będę czekać na rozdział, tyle ile będzie trzeba ♥
i zapraszam do siebie, mam nadzieję że komuś się spodoba (;
http://you-just-need-a-second-person.blogspot.com
Zaczęłam czytać i po prostu zakochałam się *-* Rozdziały boski. Czekam nn <3
OdpowiedzUsuńheartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Kocham, kocham, kochaaaam <33
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, z resztą jak zawsze :-*
Czekam na nn ;>
KC i weny życzę ;) <3
kocham, kocham, kocham!
OdpowiedzUsuńheej!
OdpowiedzUsuńJezu, z calego serca przepraszam, ze komentuje z ponad tygodniowym opuznieniem, ale nie zauwazylam, jak do mnie napisalas o.O
rozdzial jest boski no.
Jason mnie wkurwia
kill him, Justin. KILL HIM!
szczerze? nie mam pojecia, kto pierwszy sie zakocha, ale przypuszczam, ze Des.
wgl oni sa tacy slodcyy *-*
a co do akcji Harry'ego i Justin'a...
o ja pierdole :o
myslalam, ze bedzie bojka czy cos.
a tu podpalenie, f u c k
coz... kocham jak piszesz, ok ❤
cudowny rozdzial i czekam na nn x
ps. zmienilam user z @hazzsunshine na @awmyhazz :)
ilyy, twoja fanka ❤
<33333333333333333
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! ♥
OdpowiedzUsuńsuper blog naprwde!!!!!!!!!!! również zapraszam na mojego! - www.jblastsong.blogspot.com
OdpowiedzUsuń31 year old Research Assistant III Tessa Cater, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Chimes at Midnight (Campanadas a medianoche) and Backpacking. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta Competizione. w gore
OdpowiedzUsuń