Destiny's POV
Wyciągnęłam
się wygodnie na kanapie i krzyżując nogi w kostkach, które
oparłam na skórzanym zagłówku, przerzucałam monotonnie kanały w
telewizji. Nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie dziś wychodzić.
Byłam zmęczona, a na domiar złego Justin wytrącił mnie z
równowagi w stopniu, który zdecydowanie przekraczał moją
wytrzymałość psychiczną. Miałam cholerną ochotę podejść do
niego, by znów wymierzyć mu porządny cios w twarz, choćby kosztem
własnego zdrowia i byłam z siebie niezwykle dumna, gdy udało mi
się odejść bez najmniejszego słowa. Znudzona postanowiłam ukoić
swoje zszargane nerwy relaksująca kąpielą w ogromnej wannie z
hydromasażem, którą niedawno zamówiła Danielle. Wyłączywszy
telewizor, rzuciłam pilota na kanapę i niemal wbiegłam po
schodach, kierując się w stronę łazienki w sypialni mojej mamy.
Pomieszczenie pomalowane było na biało-beżowo, a podłoga wyłożona
kafelkami w kolorze marmuru, na której znajdował się ogromny,
puchowy dywan w odcieniu jasnego beżu. Ogromne lustro pokrywało
połowę jednej ze ścian, a równie pokaźnych rozmiarów prysznic,
znajdujący się na końcu pomieszczenia, mógłby pomieścić
przynajmniej z dziesięć osób. Jednym ruchem ściągnęłam z
siebie koszulkę, którą rzuciłam gdzieś w kąt łazienki, a po
chwili to samo uczyniłam ze spodniami. Czekoladowe włosy opadły mi
kaskadami na plecy oraz zasłoniły biust. Pochyliłam się nad wanną
i odkręciłam wodę, jednocześnie usiłując doszukać się płynu
do kąpieli, który powinien znajdować się tuż obok i znalazłszy
butelkę o kakaowym aromacie, wlałam nieco jej zawartości pod
bieżącą wodę. W oczekiwaniu na moją relaksującą kąpiel,
udałam się do niewielkiego pomieszczenia obok, w którym moja mama
trzymała ręczniki oraz świeczki. Wybrałam dwie czekoladowe oraz
cztery bezzapachowe i największy ręcznik jaki tylko udało mi się
znaleźć. Lubiłam chodzić w samej bieliźnie i gdy tylko mojej
mamy nie było w domu, korzystałam z tego jak tylko mogłam.
Ustawiwszy wszystkie świeczki na swoje miejsca, odpaliłam
zapalniczkę, którą Danielle trzymała w jednej z szuflad pod
lustrem i ostrożnie podpaliłam każdy z sześciu knotów, a
następnie zgasiłam światło. Po pomieszczeniu rozniósł się
zapach czekolady, który wręcz uwielbiałam. Piana w wannie zaczęła
nabierać coraz większej obfitości i nie mogłam się już dłużej
powstrzymywać, aby się w niej nie zatopić. Koronkowy, czerwony
stanik powędrował w miejsce, w którym leżały spodnie oraz
bluzka, a majtki, które opadły u moich kostek, zwinnie rzuciłam
jedną nogą na stertę rzeczy. Poczułam przyjemne ciepło, gdy
jedna z moich stóp zanurzyła się w gorącej wodzie. Gęsta piana
otuliła moje ciało, gdy oparłam plecy o chłodną powierzchnię
wanny, a głowa spoczęła na specjalnie zrobionym zagłówku. Miałam
nadzieję na długą, relaksującą kąpiel, która pozwoli mi zebrać
myśli i choć na chwilę odciąć się od całego świata. Gorąca
woda, która zaczęła w coraz większym stopniu wypełniać wannę,
działała kojąco na moje zmysły. Piana formująca się dookoła
mojego ciała przypominała puszyste obłoki, płynące po bezkresnym
oceanie nieba. Zamknęłam oczy i powoli osunęłam się w dół, aby
zanurzyć się pod wodę. Długie włosy przykleiły się do moich
piersi, gdy tylko znalazłam się z powrotem na powierzchni i zdając
sobie sprawę, iż ciecz osiągnęła wystarczający poziom, z gracą
uniosłam jedną nogę do góry i zakręciłam kran. Delikatne
kropelki potu pojawiły się na moim czole pod wpływem gorąca, lecz
natychmiast starłam je wierzchem mokrej dłoni. Czułam się błogo
i nad wyraz spokojnie. Gdybym tylko mogła utrzymać taki stan przez
kolejne dni, z pewnością byłoby mi dużo łatwiej przetrwać w
niektórych sytuacjach, a już na pewno podczas chwil, które
zmuszona byłam spędzać z Justinem. Od jakiegoś czasu bardzo
intrygowało mnie zachowanie bruneta, które z pewnością uległo
zmianie. Chłopak zdawał się być delikatniejszy, może nawet nieco
milszy, choć w jego przypadku „miły” było raczej pojęciem
względnym, nie ulegało jednak wątpliwości, iż jego zachowanie
jest zdecydowanie inne, niż na początku. Rzecz jasna w żadnym
stopniu na to nie narzekałam. Miło było móc czasem pogadać z
Justinem jak para znajomych, zamiast jedynie tylko się kłócić i
wyzywać, choć nie mogę zaprzeczyć, lubiłam go drażnić. Na
moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech, gdy w myślach
ujrzałam obraz jego zirytowanej twarzy. Tak, zdecydowanie
uwielbiałam ten widok. Moje serce zabiło szybciej, kiedy nagle mój
mózg postanowił przypomnieć sobie o dzisiejszej sytuacji. Jego
oczy. Były czarne jak smoła. Nigdy nie widziałam Biebera w takim
stanie i musiałam szczerze przed sobą przyznać, że w tamtej
chwili bałam się go. Bałam się, że może zrobić mi krzywdę,
ponieważ jego wzrok nie wyrażał nic, prócz mrocznej,
nieprzeniknionej ciemności, która przeszyła moje ciało niemal do
szpiku kości. Słyszałam o jego wybuchowym temperamencie, co
zresztą sama miałam okazję doświadczyć, lecz zawsze wiedziałam,
iż nie jest to pełnia jego możliwości. Po raz kolejny tego dnia
nasunęło mi się porównanie go do morza. Z jednej strony było ono
nieobliczalne, potrafiło zaskakiwać ludzi swoimi nagłymi zmianami,
których nikt by się nie spodziewał. Od spokojnego, przez
niewyobrażalnie wzburzone, aż do nieokiełznanego sztormu. Justin
był taki sam. Jego zachowanie potrafiło w przeciągu zaledwie kilku
minut zmienić się diametralnie. Z drugiej jednak strony morze nie
było takie tajemnicze i dawało wyraźne znaki swojej zmiany, lecz
trzeba było umieć je właściwie odczytać. Tę cechę również
posiadał Justin. Po spędzeniu z nim prawie miesiąca, mimowolnie
zdążyłam poznać sposób jego bycia, a także potrafiłam
rozpoznać niektóre z jego zachowań i skutki, jakie po nich
nastąpią. Brunet nie był nieprzewidywalny, choć – znów jak
morze – potrafił zaskakiwać. Zachichotałam cicho. Jeszcze nigdy
nie porównywałam żadnego chłopaka do czegokolwiek, a tym bardziej
do morza. Ironią losu było to, iż je uwielbiałam. Odgłos fal
uderzających o piaszczysty brzeg niezwykle mnie uspokajał. Rzecz
jasna jak prawie każdy uwielbiałam kąpiele w morskiej toni,
szczególnie podczas upalnych dni, których w Los Angeles nie
brakowało. Westchnęłam głęboko, napawając się zapachem kokosu
wymieszanym z kakaowym aromatem i przekręciłam głowę na bok,
zamykając oczy. Już od bardzo dawna nie miałam okazji doświadczyć
takiego luksusu. Żałowałam jedynie, iż nie wzięłam ze sobą
żadnej książki lub chociażby słuchawek, aby móc posłuchać
dobrej muzyki.
Spędziłam w
wannie dobre dwie godziny, co spowodowało, iż musiałam co jakiś
czas dolewać gorącej wody, a skóra namokła do tego stopnia, iż
pojawiły się na niej zmarszczki. Z rozbawieniem przejechałam
palcem po policzku, czując dziwne uczucie, spowodowane owymi
zmarszczkami. Wytarłam włosy i otulona ręcznikiem ruszyłam w
stronę swojego pokoju. Odgłos moich stóp, które z każdym krokiem
uderzały o drewniane panele, niósł się echem po korytarzu. Choć
mieszkałyśmy z mamą tylko we dwie, dom wydawał się być dużo
bardziej pusty, gdy jej w nim nie było. Popchnęłam drzwi od swojej
sypialni i natychmiast poczułam pod stopami puszysty dywan, gdy moje
nogi skierowały się w stronę garderoby, z której wyciągnęłam
czystą bieliznę oraz krótkie, dresowe szorty i luźną bluzkę,
odsłaniającą mój brzuch. Ręcznik opadł w dół wzdłuż mojego
ciała, gdy naciągałam na siebie czyste rzeczy. Wtem usłyszałam
dźwięk dzwonka i głośne pukanie do drzwi, które w niespełna
kilka sekund przerodziło się w walenie. Zaklęłam pod nosem i
zeszłam na dół po schodach. Nie miałam pojęcia komu przyszyło
do głowy, aby dobijać się do mnie po nocy. Lekko odchyliłam
wieczko i spojrzałam przez judasza, następnie otwierając drzwi.
- Jason? - spytałam zbita z tropu.
- Jason? - spytałam zbita z tropu.
Nie spodziewałam
się go, a już na pewno nie o tej porze, szczególnie bez
zapowiedzi.
- Mogę wejść? - jego oddech wymieszany z alkoholem ugodził mnie w twarz.
Skrzywiłam się i odsunęłam od drzwi, pozwalając mu wejść do środka, a następnie zamknęłam je zaraz za nim i skierowałam się do salonu. Skrzyżowałam ręce na piersi o opierając się ramieniem o framugę, spojrzałam wyczekująco na Jasona. Moje nogi mimowolnie skrzyżowały się w kostkach. Chłopak jednak zdawał się nie spieszyć z wyjaśnieniami. Opadł na kanapę, która znajdowała się tuż naprzeciwko mnie i wyciągnął z kieszeni rozpoczętą flaszkę wódki, którą opróżnił do połowy. Jason nie pił często, jednak kiedy już zaczynał nie potrafił przestać. Jego włosy były potargane, a guziki od koszuli krzywo zapięte. Skrzywiłam się, a moje brwi automatycznie ściągnęły się w dół. Jason jednak zdawał się zupełnie nie przejmować faktem, iż usilnie lustrowałam go wzrokiem, zamiast tego zaczął rozpinać koszulę, aby poprawnie ją zapiąć. Kiedy skończył, ponownie podniósł do ust butelkę i wlał jej zawartość do ust.
- Mogę wejść? - jego oddech wymieszany z alkoholem ugodził mnie w twarz.
Skrzywiłam się i odsunęłam od drzwi, pozwalając mu wejść do środka, a następnie zamknęłam je zaraz za nim i skierowałam się do salonu. Skrzyżowałam ręce na piersi o opierając się ramieniem o framugę, spojrzałam wyczekująco na Jasona. Moje nogi mimowolnie skrzyżowały się w kostkach. Chłopak jednak zdawał się nie spieszyć z wyjaśnieniami. Opadł na kanapę, która znajdowała się tuż naprzeciwko mnie i wyciągnął z kieszeni rozpoczętą flaszkę wódki, którą opróżnił do połowy. Jason nie pił często, jednak kiedy już zaczynał nie potrafił przestać. Jego włosy były potargane, a guziki od koszuli krzywo zapięte. Skrzywiłam się, a moje brwi automatycznie ściągnęły się w dół. Jason jednak zdawał się zupełnie nie przejmować faktem, iż usilnie lustrowałam go wzrokiem, zamiast tego zaczął rozpinać koszulę, aby poprawnie ją zapiąć. Kiedy skończył, ponownie podniósł do ust butelkę i wlał jej zawartość do ust.
- Może
usiądziesz obok mnie.
Jason poklepał miejsce tuż obok siebie i omiótł moje ciało wzrokiem od góry do dołu, wykrzywiając usta w uśmiechu. W tej chwili brzydziłam się go. Wyglądał jak napalony dupek, który dopiero co pieprzył się z jakąś laską, a dodatkowo śmierdział wódką na kilometr. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby pod wpływem alkoholu jednak mnie zdradził. Pokręciłam przecząco głową, a moje ciało nie drgnęło choćby o milimetr.
- Czego chcesz, Jason? - spytałam lodowatym tonem, który zaskoczył nawet mnie samą.
Chłopak zacmokał i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jak sobie chcesz – mruknął. - Chciałem z tobą pogadać – poprawił się na kanapie, ponownie pociągając z butelki. - Za dwa dni wyjeżdżam. Stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć, gdy wszystko mam już załatwione – wybełkotał.
- Och, no jasne. Po co spędzić czas ze swoją dziewczyną – rzuciłam sarkastycznie.
Jason tylko się zaśmiał. Jego butelka zrobiła się już niemal pusta.
- O tym też chciałem pogadać. Jestem młody, na uczelni będzie mnóstwo dziewczyn – spojrzał mi prosto w oczy, a jego usta wykrzywił uśmiech. - Nie chciałbym sobie niczego odmawiać.
Poczułam jak moje serce przyśpiesza, a krew w żyłach zaczyna pulsować ze zdwojoną szybkością. Dawka adrenaliny jaką powoli zaczynało dostawać moje ciało była niebezpieczna. Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści, gdy mój wzrok powędrował na jego obrzydliwy uśmiech, który wciąż mieścił się na twarzy chłopaka Jedyne co do niego czułam to obrzydzenie. Nie spodziewałam się, że mój chłopak będzie chciał rozegrać sprawę w ten sposób, co spowodowało u mnie jeszcze większy szok. Jason nie należał do tego typu facetów. Powoli zbliżyłam się w jego stronę, oddychając szybko. Brunet zdawał się jednak zupełnie nie przejmować moją reakcją, ponieważ już po chwili zaczął ponownie kontynuować swoją przemowę.
- Rzecz jasna ty też jesteś zajebista, co na początku nieco skomplikowało sprawę, jednak znalazłem na to idealne rozwiązanie – Jason podniósł się z kanapy, powoli ruszając w moim kierunku, a jego oczy błysnęły w ciemności. - Proponuję ci wolny związek. Będziemy mogli robić co chcemy, a gdy przyjadę będziesz tylko moja.
Moje brwi uniosły się do góry, a oczy rozszerzyły do granic możliwości, jednak szok jakiego doznałam nie trwał zbyt długo. Już po chwili całe pomieszczenie wypełniło się moim donośnym śmiechem, nad którym nie potrafiłam zapanować. Powoli docierały do mnie słowa Jasona, które z każdą nadchodzącą sekundą zmieniały mój humor w diametralnym stopniu.
- Wolny związek?! - spytałam, usiłując opanować śmiech. - Jason, jeśli chcesz mieć dziwkę, którą będziesz mógł pieprzyć podczas każdej wizyty w mieście, żeby wyładować napięcie w swoim zasranym chuju, to idź do burdelu, znajdź sobie jakąś i zapłać, a nie usiłujesz zrobić ją ze mnie – warknęłam.
Nie panowałam już nad swoimi emocjami. Zanim zorientowałam się co robię, wzięłam potężny zamach, a moja pięść spotkała się z nosem Jasona. Szkarłatna maź zaczęła spływać po jego twarzy. Chłopak natychmiast podłożył rękę pod brodę, z której kapały czerwone kropelki krwi. Doskonale wiedziałam, że przez upojenie alkoholem nie odczuwa należytego bólu.
- Spierdalaj stąd! - krzyknęłam, wskazując ręką drzwi.
Jason poklepał miejsce tuż obok siebie i omiótł moje ciało wzrokiem od góry do dołu, wykrzywiając usta w uśmiechu. W tej chwili brzydziłam się go. Wyglądał jak napalony dupek, który dopiero co pieprzył się z jakąś laską, a dodatkowo śmierdział wódką na kilometr. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby pod wpływem alkoholu jednak mnie zdradził. Pokręciłam przecząco głową, a moje ciało nie drgnęło choćby o milimetr.
- Czego chcesz, Jason? - spytałam lodowatym tonem, który zaskoczył nawet mnie samą.
Chłopak zacmokał i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jak sobie chcesz – mruknął. - Chciałem z tobą pogadać – poprawił się na kanapie, ponownie pociągając z butelki. - Za dwa dni wyjeżdżam. Stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć, gdy wszystko mam już załatwione – wybełkotał.
- Och, no jasne. Po co spędzić czas ze swoją dziewczyną – rzuciłam sarkastycznie.
Jason tylko się zaśmiał. Jego butelka zrobiła się już niemal pusta.
- O tym też chciałem pogadać. Jestem młody, na uczelni będzie mnóstwo dziewczyn – spojrzał mi prosto w oczy, a jego usta wykrzywił uśmiech. - Nie chciałbym sobie niczego odmawiać.
Poczułam jak moje serce przyśpiesza, a krew w żyłach zaczyna pulsować ze zdwojoną szybkością. Dawka adrenaliny jaką powoli zaczynało dostawać moje ciało była niebezpieczna. Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści, gdy mój wzrok powędrował na jego obrzydliwy uśmiech, który wciąż mieścił się na twarzy chłopaka Jedyne co do niego czułam to obrzydzenie. Nie spodziewałam się, że mój chłopak będzie chciał rozegrać sprawę w ten sposób, co spowodowało u mnie jeszcze większy szok. Jason nie należał do tego typu facetów. Powoli zbliżyłam się w jego stronę, oddychając szybko. Brunet zdawał się jednak zupełnie nie przejmować moją reakcją, ponieważ już po chwili zaczął ponownie kontynuować swoją przemowę.
- Rzecz jasna ty też jesteś zajebista, co na początku nieco skomplikowało sprawę, jednak znalazłem na to idealne rozwiązanie – Jason podniósł się z kanapy, powoli ruszając w moim kierunku, a jego oczy błysnęły w ciemności. - Proponuję ci wolny związek. Będziemy mogli robić co chcemy, a gdy przyjadę będziesz tylko moja.
Moje brwi uniosły się do góry, a oczy rozszerzyły do granic możliwości, jednak szok jakiego doznałam nie trwał zbyt długo. Już po chwili całe pomieszczenie wypełniło się moim donośnym śmiechem, nad którym nie potrafiłam zapanować. Powoli docierały do mnie słowa Jasona, które z każdą nadchodzącą sekundą zmieniały mój humor w diametralnym stopniu.
- Wolny związek?! - spytałam, usiłując opanować śmiech. - Jason, jeśli chcesz mieć dziwkę, którą będziesz mógł pieprzyć podczas każdej wizyty w mieście, żeby wyładować napięcie w swoim zasranym chuju, to idź do burdelu, znajdź sobie jakąś i zapłać, a nie usiłujesz zrobić ją ze mnie – warknęłam.
Nie panowałam już nad swoimi emocjami. Zanim zorientowałam się co robię, wzięłam potężny zamach, a moja pięść spotkała się z nosem Jasona. Szkarłatna maź zaczęła spływać po jego twarzy. Chłopak natychmiast podłożył rękę pod brodę, z której kapały czerwone kropelki krwi. Doskonale wiedziałam, że przez upojenie alkoholem nie odczuwa należytego bólu.
- Spierdalaj stąd! - krzyknęłam, wskazując ręką drzwi.
Serce łomotało
w mojej piersi i miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy na zewnątrz,
rozrywając moje ciało. Piekło mnie w klatce, a oczy szczypały od
łez, które gromadziły się pod powiekami. Gula, która nagle
powiła się w moim gardle uniemożliwiła mi swobodne przełknięcie
śliny. Czułam, że nie mogę złapać tchu, a wybuch mojego płaczu
zbliża się niebezpiecznie.
- Nie chcesz pożegnać swojego chłopaka?
Oczy Jasona błysnęły złowieszczo. Chłopak naparł na mnie całą swoją siłą, przygwożdżając drobne ciało do ściany w salonie. Usiłowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak na próżno. Brunet był znacznie silniejszy ode mnie i choć jego upojenie alkoholem osiągnęło wysoki stan, nie zwiększyło to zbytnio moich szans. Jason złapał z całej siły moje nadgarstki i podniósł je nad głowę, a jego biodra naparły na moje, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Nie wierć się, to i tak nic nie da – mruknął, a jego oddech wymieszany z alkoholem owinął mi twarz.
- Nie chcesz pożegnać swojego chłopaka?
Oczy Jasona błysnęły złowieszczo. Chłopak naparł na mnie całą swoją siłą, przygwożdżając drobne ciało do ściany w salonie. Usiłowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak na próżno. Brunet był znacznie silniejszy ode mnie i choć jego upojenie alkoholem osiągnęło wysoki stan, nie zwiększyło to zbytnio moich szans. Jason złapał z całej siły moje nadgarstki i podniósł je nad głowę, a jego biodra naparły na moje, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Nie wierć się, to i tak nic nie da – mruknął, a jego oddech wymieszany z alkoholem owinął mi twarz.
Skrzywiłam się,
starając za wszelką cenę odwrócić od niego głowę najbardziej
ja tylko mogłam.
- Dasz mi to czego oczekuję od dziewczyny i po sprawie – musnął wargami mój policzek, na co lekko zadrżałam.
Nie chciałam, żeby mnie dotykał czy całował. Nie chciałam go w ogóle wiedzieć na oczy.
- Jesteś jebanym chujem! - krzyknęłam i splunęłam na jego twarz.
Jason puścił moje nadgarstki i starł ślinę z policzka. Krew sącząca się z jego nosa wciąż jeszcze skapywała z brody, brudząc moją koszulkę. Korzystając z chwili swobody zaczęłam okładać chłopaka pięściami, najmocniej ja tylko potrafiłam. Nogi wciąż jeszcze miałam zaklinowane, co znacznie utrudniało sprawę, ponieważ moje ruchy ograniczone były do minimum. Używając niemal całej swojej siły odepchnęłam Jasona od siebie. Chłopak zachwiał się niebezpiecznie, lecz nim zdążyłam od niego uciec, ponownie naparł na moje ciało, co sprawiło, że uderzyłam z impetem o ścianę. Jason uśmiechnął się złowieszczo, a jego dłoń spoczęła na moim biodrze i powoli zmierzała ku górze. Drugą zaś znów przytrzymał moje nadgarstki, które piekły niemiłosiernie. Doskonale wiedziałam, że jego uścisk pozostawi na nich sine ślady. Zaczęłam miotać głową na prawo i lewo, aby za wszelką cenę uniemożliwić mu dostęp do moich ust.
- Dave cię zabije jak tylko się dowie – warknęłam.
- Ja tylko biorę to, co należy do mnie.
Jego dłoń dotknęła mojej piersi, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię on i tak dostanie to, czego chciał. Byłam zbyt słaba, aby z nim walczyć. Mogłam jedynie krzyczeć i choćby miało to w niczym nie pomóc, było moją ostatnią deską ratunku. W przeciwnym razie zostanę zgwałcona przez swojego chłopaka, cóż, byłego chłopaka.
- Puść mnie, rozumiesz?! Pomocy!
- Zamknij się! - warknął Jason.
- Pomocy! - ponowiłam ile sił w płucach.
Miałam cichą nadzieję, że ktoś z sąsiadów, bądź przechodniów usłyszy moje wołania.
- Spierdalaj! - krzyknęłam ponownie w stronę Jasona, usiłując wyrwać się z jego uścisku. - POMO...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Jason zasłonił mi usta dłonią, przytykając ją niemal z całej siły do mojej twarzy, co uniemożliwiło mi swobodny dopływ tlenu. Bałam się, że zaraz zemdleję. Nie mogłam złapać tchu, a dziurki od nosa spotykały się jedynie z wierzchem jego dłoni. Miałam wrażenie, iż Jason zwiększa swoją siłę, zdając sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdowałam. Wtem usłyszałam donośny huk, kiedy drzwi wejściowe uderzyły z impetem o ścianę w korytarzu.
- Wypierdalaj stąd, głuchy jesteś?!
Pozycja w jakiej się znajdowałam uniemożliwiała mi dojrzenie mojego wybawcy. Poczułam jak uścisk Jasona zmniejsza na sile, a chłopak ruszył w stronę korytarza. Byłam zbyt oszołomiona, aby mój mózg zdążył przetworzyć głos, który usłyszałam. Zaczęłam łapczywie nabierać powietrza do ust, niemal się krztusząc i powoli wychyliłam się znad framugi, słysząc odgłos łamanej kości.
- Dasz mi to czego oczekuję od dziewczyny i po sprawie – musnął wargami mój policzek, na co lekko zadrżałam.
Nie chciałam, żeby mnie dotykał czy całował. Nie chciałam go w ogóle wiedzieć na oczy.
- Jesteś jebanym chujem! - krzyknęłam i splunęłam na jego twarz.
Jason puścił moje nadgarstki i starł ślinę z policzka. Krew sącząca się z jego nosa wciąż jeszcze skapywała z brody, brudząc moją koszulkę. Korzystając z chwili swobody zaczęłam okładać chłopaka pięściami, najmocniej ja tylko potrafiłam. Nogi wciąż jeszcze miałam zaklinowane, co znacznie utrudniało sprawę, ponieważ moje ruchy ograniczone były do minimum. Używając niemal całej swojej siły odepchnęłam Jasona od siebie. Chłopak zachwiał się niebezpiecznie, lecz nim zdążyłam od niego uciec, ponownie naparł na moje ciało, co sprawiło, że uderzyłam z impetem o ścianę. Jason uśmiechnął się złowieszczo, a jego dłoń spoczęła na moim biodrze i powoli zmierzała ku górze. Drugą zaś znów przytrzymał moje nadgarstki, które piekły niemiłosiernie. Doskonale wiedziałam, że jego uścisk pozostawi na nich sine ślady. Zaczęłam miotać głową na prawo i lewo, aby za wszelką cenę uniemożliwić mu dostęp do moich ust.
- Dave cię zabije jak tylko się dowie – warknęłam.
- Ja tylko biorę to, co należy do mnie.
Jego dłoń dotknęła mojej piersi, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię on i tak dostanie to, czego chciał. Byłam zbyt słaba, aby z nim walczyć. Mogłam jedynie krzyczeć i choćby miało to w niczym nie pomóc, było moją ostatnią deską ratunku. W przeciwnym razie zostanę zgwałcona przez swojego chłopaka, cóż, byłego chłopaka.
- Puść mnie, rozumiesz?! Pomocy!
- Zamknij się! - warknął Jason.
- Pomocy! - ponowiłam ile sił w płucach.
Miałam cichą nadzieję, że ktoś z sąsiadów, bądź przechodniów usłyszy moje wołania.
- Spierdalaj! - krzyknęłam ponownie w stronę Jasona, usiłując wyrwać się z jego uścisku. - POMO...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Jason zasłonił mi usta dłonią, przytykając ją niemal z całej siły do mojej twarzy, co uniemożliwiło mi swobodny dopływ tlenu. Bałam się, że zaraz zemdleję. Nie mogłam złapać tchu, a dziurki od nosa spotykały się jedynie z wierzchem jego dłoni. Miałam wrażenie, iż Jason zwiększa swoją siłę, zdając sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdowałam. Wtem usłyszałam donośny huk, kiedy drzwi wejściowe uderzyły z impetem o ścianę w korytarzu.
- Wypierdalaj stąd, głuchy jesteś?!
Pozycja w jakiej się znajdowałam uniemożliwiała mi dojrzenie mojego wybawcy. Poczułam jak uścisk Jasona zmniejsza na sile, a chłopak ruszył w stronę korytarza. Byłam zbyt oszołomiona, aby mój mózg zdążył przetworzyć głos, który usłyszałam. Zaczęłam łapczywie nabierać powietrza do ust, niemal się krztusząc i powoli wychyliłam się znad framugi, słysząc odgłos łamanej kości.
Justin's POV
Nie
czekając ani chwili wymierzyłem pierwszy cios w twarz swojego
przeciwnika. Kątek oka dostrzegłem zaschniętą krew, która
sączyła się z jego nosa, na co moje usta wykrzywiły się w
mimowolnym uśmiechu. Zdolna dziewczynka. Choć ciało miałem
obolałe, a każdy, choćby najmniejszy ruch powodował
niewyobrażalny ból, z całych sił okładałem bruneta. Chłopak
zachwiał się niebezpiecznie i runął na plecy, lecz nie potrafiłem
na tym poprzestać. Usiadłem na niego okrakiem, a moje pięści co
chwila spotykały się z jego twarzą, która wyglądała tego na
dziesięć razy większą. Była cholernie opuchnięta, sina a
szkarłatna maź sączyła się z niej niemal strumieniami. Kostki,
które porozcinałem sobie o jego zęby piekły mnie niemiłosiernie,
jednak miałem to gdzieś. Chciałem za wszelką cenę dać mu to, na
co zasłużył.
- Justin, zabijesz go – usłyszałem niemal błagalny głos Destiny, lecz nie potrafiłem przestać.
Widziałem, jak chłopak z trudem łapie oddech i powoli przestaje się rzucać pod moim ciałem.
- Justin, błagam.
Poczułem jak czyjeś drobne dłonie obejmują moje ramiona, usiłując pociągnąć do tyłu, a słone łzy spadły na biały T-shirt, który miałem na sobie, pozostawiając okrągłe ślady.
- Justin.
Usłyszałem tuż przy uchu ponownie jej delikatny głos i jak w amoku odsunąłem się od ciała bruneta. Z całych sił starałem się zapanować nad swoimi emocjami, aby ponownie nie rzucić się na tego śmiecia. Otarłem wierzchem dłoni kropelki potu, które pojawiły się na moim czole i ciężko dysząc odwróciłem się w stronę dziewczyny. Czułem się cholernie słabo. Nie potrafiłem złapać tchu, a adrenalina, która jeszcze chwilę temu dawała mi zajebistego kopa, teraz opuszczała moje ciało, sprawiając, iż odczuwałem wszystko z jeszcze większą siłą niż przedtem. Z trudem utrzymując się na nogach uważnie przyjrzałem się roztrzęsionej Peers.
- Nic ci nie jest? - spytałem, chowając za ucho jeden z kosmyków jej włosów.
Dziewczyna lekko zadrżała pod wpływem mojego dotyku, lecz natychmiast pokręciła przecząco głową, a czekoladowe włosy zasłoniły jej twarz. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Drobna, skulona i przerażona. Była bezbronna niczym małe dziecko i Bóg jeden wie co ten skurwiel mógłby jej zrobić. Gdyby ktoś powiedział mi, że to ta sama dziewczyna, która przyjebała mi w szkole, w życiu bym mu nie uwierzył. Nie zastanawiając się ani chwili objąłem ją ramieniem, przyciągając do swojej piersi, a drugą ręką zacząłem głaskać jej włosy. Wyraźnie poczułem jak trzęsie się z płaczu i nie miałem zielonego pojęcia co mam teraz zrobić.
- Już wszystko w porządku – szepnąłem, delikatnie opierając brodę na jej głowie.
Dziewczyna kiwnęła lekko, wciąż jeszcze nie przestając szlochać. Wtem usłyszałem głośne jęki, dochodzące tuż zza moich pleców. Delikatnie odsunąłem od siebie dziewczynę, na co ta mocniej ścisnęła moją koszulkę, jakby obawiała się kolejnego ataku z mojej strony.
- Nic nie zrobię – zapewniłem ją, posyłając ciepły uśmiech.
Destiny kiwnęła głową i przełknąwszy ślinę puściła moją koszulkę i zrobiła kilka kroków w tył. Odwróciłem się powoli i podszedłem do bruneta, z całych sił łapiąc go za bark i podnosząc do góry. Z moich ust wydobył się mimowolny syk, gdy całe ciało przeszedł niewyobrażalny ból.
- Wstawaj, chuju.
Chłopak dźwignął się na nogi, lecz już po chwili ponownie upadł na podłogę.
- Powiedziałem wstawaj!
Warknąłem, ponownie szarpiąc go do góry i popychając do przodu, przez co brunet uderzył w drewniane drzwi. Nie obchodziło mnie czy trafi do domu, czy zabłądzi gdzieś po drodze. Nie chciałem go dłużej widzieć na oczy, obawiając się kolejnego ataku z mojej strony. Destiny otrzymała na dziś zdecydowanie za dużą porcję rozrywki. Chłopak dźwignął się na kolana i opierając ręce na drzwiach, podniósł się do góry. Jego zakrwawiona dłoń spoczęła na klamce.
- Jesteś moja, Des – mruknął, stając w przejściu.
- Wypierdalaj stąd, bo nie ręczę za siebie – rzuciłem oschle.
Brunet rzucił krótkie spojrzenie w moją stronę i trzasnął drzwiami, z trudem trzymając się na nogach. Dostrzegłem przez okno, jak upada na trawnik potykając się o własne nogi, co spowodowało u mnie nagły wybuch śmiechu, lecz natychmiast zdałem sobie sprawę, że stoi za mną Destiny, która wciąż jest roztrzęsiona. Nie czekając ani chwili podszedłem do niej, uważnie oglądając jej drobną twarz.
- Nic ci nie jest? - spytałem, trzymając w dłoniach jej głowę, którą powoli obróciłem najpierw w prawą, potem w lewą stronę.
Brunetka lekko zachichotała.
- Justin, zabijesz go – usłyszałem niemal błagalny głos Destiny, lecz nie potrafiłem przestać.
Widziałem, jak chłopak z trudem łapie oddech i powoli przestaje się rzucać pod moim ciałem.
- Justin, błagam.
Poczułem jak czyjeś drobne dłonie obejmują moje ramiona, usiłując pociągnąć do tyłu, a słone łzy spadły na biały T-shirt, który miałem na sobie, pozostawiając okrągłe ślady.
- Justin.
Usłyszałem tuż przy uchu ponownie jej delikatny głos i jak w amoku odsunąłem się od ciała bruneta. Z całych sił starałem się zapanować nad swoimi emocjami, aby ponownie nie rzucić się na tego śmiecia. Otarłem wierzchem dłoni kropelki potu, które pojawiły się na moim czole i ciężko dysząc odwróciłem się w stronę dziewczyny. Czułem się cholernie słabo. Nie potrafiłem złapać tchu, a adrenalina, która jeszcze chwilę temu dawała mi zajebistego kopa, teraz opuszczała moje ciało, sprawiając, iż odczuwałem wszystko z jeszcze większą siłą niż przedtem. Z trudem utrzymując się na nogach uważnie przyjrzałem się roztrzęsionej Peers.
- Nic ci nie jest? - spytałem, chowając za ucho jeden z kosmyków jej włosów.
Dziewczyna lekko zadrżała pod wpływem mojego dotyku, lecz natychmiast pokręciła przecząco głową, a czekoladowe włosy zasłoniły jej twarz. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Drobna, skulona i przerażona. Była bezbronna niczym małe dziecko i Bóg jeden wie co ten skurwiel mógłby jej zrobić. Gdyby ktoś powiedział mi, że to ta sama dziewczyna, która przyjebała mi w szkole, w życiu bym mu nie uwierzył. Nie zastanawiając się ani chwili objąłem ją ramieniem, przyciągając do swojej piersi, a drugą ręką zacząłem głaskać jej włosy. Wyraźnie poczułem jak trzęsie się z płaczu i nie miałem zielonego pojęcia co mam teraz zrobić.
- Już wszystko w porządku – szepnąłem, delikatnie opierając brodę na jej głowie.
Dziewczyna kiwnęła lekko, wciąż jeszcze nie przestając szlochać. Wtem usłyszałem głośne jęki, dochodzące tuż zza moich pleców. Delikatnie odsunąłem od siebie dziewczynę, na co ta mocniej ścisnęła moją koszulkę, jakby obawiała się kolejnego ataku z mojej strony.
- Nic nie zrobię – zapewniłem ją, posyłając ciepły uśmiech.
Destiny kiwnęła głową i przełknąwszy ślinę puściła moją koszulkę i zrobiła kilka kroków w tył. Odwróciłem się powoli i podszedłem do bruneta, z całych sił łapiąc go za bark i podnosząc do góry. Z moich ust wydobył się mimowolny syk, gdy całe ciało przeszedł niewyobrażalny ból.
- Wstawaj, chuju.
Chłopak dźwignął się na nogi, lecz już po chwili ponownie upadł na podłogę.
- Powiedziałem wstawaj!
Warknąłem, ponownie szarpiąc go do góry i popychając do przodu, przez co brunet uderzył w drewniane drzwi. Nie obchodziło mnie czy trafi do domu, czy zabłądzi gdzieś po drodze. Nie chciałem go dłużej widzieć na oczy, obawiając się kolejnego ataku z mojej strony. Destiny otrzymała na dziś zdecydowanie za dużą porcję rozrywki. Chłopak dźwignął się na kolana i opierając ręce na drzwiach, podniósł się do góry. Jego zakrwawiona dłoń spoczęła na klamce.
- Jesteś moja, Des – mruknął, stając w przejściu.
- Wypierdalaj stąd, bo nie ręczę za siebie – rzuciłem oschle.
Brunet rzucił krótkie spojrzenie w moją stronę i trzasnął drzwiami, z trudem trzymając się na nogach. Dostrzegłem przez okno, jak upada na trawnik potykając się o własne nogi, co spowodowało u mnie nagły wybuch śmiechu, lecz natychmiast zdałem sobie sprawę, że stoi za mną Destiny, która wciąż jest roztrzęsiona. Nie czekając ani chwili podszedłem do niej, uważnie oglądając jej drobną twarz.
- Nic ci nie jest? - spytałem, trzymając w dłoniach jej głowę, którą powoli obróciłem najpierw w prawą, potem w lewą stronę.
Brunetka lekko zachichotała.
-
Wszystko w porządku – odparła, posyłając mi uspokajające
spojrzenie.
Chciałem odpowiedzieć jej tym samym, lecz nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają, a całe ciało odmawia posłuszeństwa. Ciężko dysząc opadłem na kolana. W głowie kręciło mi się niemiłosiernie, a obraz przez oczami zaczął powoli się rozmazywać.
- Justin!
Moich uszu dobiegł przerażony krzyk dziewczyny. Poczułem jak jej drobne ręce oplatając moje ciało i usiłując podnieść do góry. Zamrugałem kilkakrotnie oczami i starając się za wszelką cenę zebrać w sobie resztki sił jakie mi pozostały, dźwignąłem się na nogi. Destiny zaprowadziła mnie do salonu i ostrożnie posadziła na kanapie.
- Połóż się – szepnęła, a ja potulnie wykonałem jej polecenie.
Dziewczyna wyszła z pokoju. Usłyszałem odgłos lejącej się wody, a następnie jej postać ponownie pojawiła się w drzwiach. Zimnym ręcznikiem zaczęła ocierać moją twarz oraz dłonie, a następnie ułożyła go na czole.
- Lepiej?
- Mhm – mruknąłem.
Poczułem, jak opuszkami swoich długich palców wodzi po moich poranionych rękach, starając się zadać mi jak najmniej bólu swoim dotykiem, jednak zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie jej dotyk łagodził cały ból jaki czułem. Mimowolnie drgnąłem, gdy jej dłonie przesunęły się na moją zakrwawioną twarz. Poczułem, jak jeździ kciukiem po bliźnie na policzku, którą zostawił mi przyjaciel czarnowłosego.
- Pójdę po apteczkę.
Miałem ogromną ochotę złapać ją za rękę i powiedzieć, aby nie odchodziła, lecz opamiętałem się w ostatniej chwili, lekko kiwając głową. Wciąż jeszcze ciężko oddychałem, a serce w mojej piersi biło znacznie mocniej, niż powinno. Mimo to wiedziałem, że wszystko powoli zaczyna wracać do normy, a gdy lekko uchyliłem powieki zdałem sobie sprawę, iż obraz już tak bardzo nie wiruje i nabiera coraz większej ostrości. Destiny powróciła z czerwonym pudełeczkiem w jednej dłoni i szklanką wody w drugiej, którą natychmiast mi podała i wyciągnęła z apteczki dwa proszki.
- Powinno pomóc – powiedziała ciepłym głosem, kładąc na mojej dłoni dwie kapsułki, które natychmiast połknąłem, wypijając duszkiem całą zawartość szklanki.
Dźwignąłem się na łokciach i odstawiwszy szkło na szafkę przy kanapie, spojrzałem uważnie na Peers, która obmywała moje rany. Z moich ust wydobył się mimowolny syk, gdy polała płynem ranę na policzku.
- Kto ci to zrobił? - spytała cicho.
- Powiedzmy, że koleś nie potrafił sobie ze mną poradzić, więc wezwał kolegów – odparłem, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
Destiny kiwnęła głową ze zrozumieniem. Najwyraźniej nie chciała drążyć tematu, co było mi całkowicie na rękę. Nie sądzę, aby musiała wysłuchiwać o moich klubowych przygodach. Moje ciało wykrzywił grymas, gdy Peers przypadkiem oparła dłoń na moich żebrach, usiłując nakleić plaster na policzek. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem i nim się zorientowałem, jej dłoń powędrowała na koniec mojej koszulki, podnosząc ją powoli do góry. Destiny zakryła usta ręką i cicho pisnęła. Całe moje ciało pokryte było siniakami w przeróżnych rozmiarach oraz barwach, a gdzieniegdzie dostrzec można było drobne rozcięcia spowodowane nożem. Brunetka ściągnęła mokry ręcznik z mojej głowy i wyszła z salonu. Ponownie usłyszałem odgłos lejącej się wody, a po chwili znów pojawiła się w salonie, ocierając mój brzuch.
- Jeśli zdejmiesz koszulkę, będzie mi wygodniej.
- Po prostu powiedz, że chcesz żebym się rozebrał – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Wal się – żachnęła się, Destiny, a jej delikatny śmiech wypełnił pomieszczenie.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, a brunetka pomogła mi ściągnąć część garderoby, którą położyła tuż obok. Jej dłonie wodziły po moim nagim torsie, nie omijając ani jednego kawałka ciała, szczególnie tego z obrażeniami. Jej dotyk dział kojąco na moje zmysły i w niewytłumaczalny sposób uśmierzał wszelki ból, jaki odczuwałem. Ponownie odkaziła wszystkie rany i ponowiła swoją wędrówkę po moim ciele. Włosy przysłoniły jej twarz, gdy schyliła się po plaster, aby przykleić go w najbardziej zranione miejsce. Nie miałem pojęcia, że facetowi udało się tyle razy zahaczyć nożem o moje ciało. Zapewne było to spowodowane ilością alkoholu w mojej krwi, który uśmierzył część bólu. Powoli pochyliłem się do przodu, odgarniając z twarzy czekoladowe włosy dziewczyny. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić co bym zrobił, gdyby ten skurwiel ją skrzywdził. Gdyby nie ja, kto wie jak to wszystko by się skończyło. Bursztynowe tęczówki Peers uważnie lustrowały moją twarz, by w końcu spotkać się z moimi oczami, a ja mimowolnie zatraciłem się w jej spojrzeniu. Głęboki kolor bursztynu niemal ciągnął mnie za sobą i sprawiał, że powoli zaczynałem zatapiać się w jego głębi. Tonąłem, jednak nie chciałem, aby ktokolwiek mnie ratował. Pragnąłem zatapiać się w nim coraz bardziej i bardziej, dopóki nie zabraknie mi tchu. Czułem się, jakbym spadał w morską ton o głębokim, miodowym odcieniu. Delikatnie przejechałem kciukiem po policzku dziewczyny, czując jedwabistą gładkość jej skóry.
- Dziękuję – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem, a jej głowa powędrowała w dół.
Destiny zebrała wszystkie rzeczy do apteczki i powoli podniosła się z podłogi, kierując się w stronę drzwi od salonu. Z impetem opadłem na poduszki, czując jak moje serce przyspiesza swoje bicie.
Chciałem odpowiedzieć jej tym samym, lecz nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają, a całe ciało odmawia posłuszeństwa. Ciężko dysząc opadłem na kolana. W głowie kręciło mi się niemiłosiernie, a obraz przez oczami zaczął powoli się rozmazywać.
- Justin!
Moich uszu dobiegł przerażony krzyk dziewczyny. Poczułem jak jej drobne ręce oplatając moje ciało i usiłując podnieść do góry. Zamrugałem kilkakrotnie oczami i starając się za wszelką cenę zebrać w sobie resztki sił jakie mi pozostały, dźwignąłem się na nogi. Destiny zaprowadziła mnie do salonu i ostrożnie posadziła na kanapie.
- Połóż się – szepnęła, a ja potulnie wykonałem jej polecenie.
Dziewczyna wyszła z pokoju. Usłyszałem odgłos lejącej się wody, a następnie jej postać ponownie pojawiła się w drzwiach. Zimnym ręcznikiem zaczęła ocierać moją twarz oraz dłonie, a następnie ułożyła go na czole.
- Lepiej?
- Mhm – mruknąłem.
Poczułem, jak opuszkami swoich długich palców wodzi po moich poranionych rękach, starając się zadać mi jak najmniej bólu swoim dotykiem, jednak zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie jej dotyk łagodził cały ból jaki czułem. Mimowolnie drgnąłem, gdy jej dłonie przesunęły się na moją zakrwawioną twarz. Poczułem, jak jeździ kciukiem po bliźnie na policzku, którą zostawił mi przyjaciel czarnowłosego.
- Pójdę po apteczkę.
Miałem ogromną ochotę złapać ją za rękę i powiedzieć, aby nie odchodziła, lecz opamiętałem się w ostatniej chwili, lekko kiwając głową. Wciąż jeszcze ciężko oddychałem, a serce w mojej piersi biło znacznie mocniej, niż powinno. Mimo to wiedziałem, że wszystko powoli zaczyna wracać do normy, a gdy lekko uchyliłem powieki zdałem sobie sprawę, iż obraz już tak bardzo nie wiruje i nabiera coraz większej ostrości. Destiny powróciła z czerwonym pudełeczkiem w jednej dłoni i szklanką wody w drugiej, którą natychmiast mi podała i wyciągnęła z apteczki dwa proszki.
- Powinno pomóc – powiedziała ciepłym głosem, kładąc na mojej dłoni dwie kapsułki, które natychmiast połknąłem, wypijając duszkiem całą zawartość szklanki.
Dźwignąłem się na łokciach i odstawiwszy szkło na szafkę przy kanapie, spojrzałem uważnie na Peers, która obmywała moje rany. Z moich ust wydobył się mimowolny syk, gdy polała płynem ranę na policzku.
- Kto ci to zrobił? - spytała cicho.
- Powiedzmy, że koleś nie potrafił sobie ze mną poradzić, więc wezwał kolegów – odparłem, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
Destiny kiwnęła głową ze zrozumieniem. Najwyraźniej nie chciała drążyć tematu, co było mi całkowicie na rękę. Nie sądzę, aby musiała wysłuchiwać o moich klubowych przygodach. Moje ciało wykrzywił grymas, gdy Peers przypadkiem oparła dłoń na moich żebrach, usiłując nakleić plaster na policzek. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem i nim się zorientowałem, jej dłoń powędrowała na koniec mojej koszulki, podnosząc ją powoli do góry. Destiny zakryła usta ręką i cicho pisnęła. Całe moje ciało pokryte było siniakami w przeróżnych rozmiarach oraz barwach, a gdzieniegdzie dostrzec można było drobne rozcięcia spowodowane nożem. Brunetka ściągnęła mokry ręcznik z mojej głowy i wyszła z salonu. Ponownie usłyszałem odgłos lejącej się wody, a po chwili znów pojawiła się w salonie, ocierając mój brzuch.
- Jeśli zdejmiesz koszulkę, będzie mi wygodniej.
- Po prostu powiedz, że chcesz żebym się rozebrał – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Wal się – żachnęła się, Destiny, a jej delikatny śmiech wypełnił pomieszczenie.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, a brunetka pomogła mi ściągnąć część garderoby, którą położyła tuż obok. Jej dłonie wodziły po moim nagim torsie, nie omijając ani jednego kawałka ciała, szczególnie tego z obrażeniami. Jej dotyk dział kojąco na moje zmysły i w niewytłumaczalny sposób uśmierzał wszelki ból, jaki odczuwałem. Ponownie odkaziła wszystkie rany i ponowiła swoją wędrówkę po moim ciele. Włosy przysłoniły jej twarz, gdy schyliła się po plaster, aby przykleić go w najbardziej zranione miejsce. Nie miałem pojęcia, że facetowi udało się tyle razy zahaczyć nożem o moje ciało. Zapewne było to spowodowane ilością alkoholu w mojej krwi, który uśmierzył część bólu. Powoli pochyliłem się do przodu, odgarniając z twarzy czekoladowe włosy dziewczyny. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić co bym zrobił, gdyby ten skurwiel ją skrzywdził. Gdyby nie ja, kto wie jak to wszystko by się skończyło. Bursztynowe tęczówki Peers uważnie lustrowały moją twarz, by w końcu spotkać się z moimi oczami, a ja mimowolnie zatraciłem się w jej spojrzeniu. Głęboki kolor bursztynu niemal ciągnął mnie za sobą i sprawiał, że powoli zaczynałem zatapiać się w jego głębi. Tonąłem, jednak nie chciałem, aby ktokolwiek mnie ratował. Pragnąłem zatapiać się w nim coraz bardziej i bardziej, dopóki nie zabraknie mi tchu. Czułem się, jakbym spadał w morską ton o głębokim, miodowym odcieniu. Delikatnie przejechałem kciukiem po policzku dziewczyny, czując jedwabistą gładkość jej skóry.
- Dziękuję – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem, a jej głowa powędrowała w dół.
Destiny zebrała wszystkie rzeczy do apteczki i powoli podniosła się z podłogi, kierując się w stronę drzwi od salonu. Z impetem opadłem na poduszki, czując jak moje serce przyspiesza swoje bicie.
Weź
się w garść, Bieber.
Mentalnie
uderzyłem się w twarz na otrzeźwienie, jednak w niczym to nie
pomogło. Wciąż miałem przed oczami to jej cudowne, niemal
hipnotyzujące spojrzenie, które z każdą nadchodzącą chwilą
coraz bardziej mnie do siebie ciągnęło. Głośno przełknąłem
ślinę, gdy Destiny ponownie pojawiła się w salonie. Miała na
sobie luźną, krótką bluzeczkę – jeszcze krótszą niż
poprzednia – która odsłaniała jej płaski, idealnie opalony
brzuch oraz kryształowy kolczyk w pępku i lekko dopasowane, szare
dresy. Zaśmiała się perliście i powoli zbliżyła do kanapy.
- Będziesz się tak ślinić czy ruszysz ten swój tyłek i zrobisz mi miejsce? - spytała, krzyżując ręce na piersi.
Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Choć czasem cholernie mnie drażniła w głębi uwielbiałem, gdy taka była. Pewna siebie i pyskata. Cieszyłem się, że wróciła. Wciąż z uśmiechem na ustach przesunąłem się w bok, robiąc jej miejsce. Destiny chwyciła ze stolika pilot i włączyła telewizję, zajmując miejsce tuż przy moim ciele. Jej długie włosy łaskotały mój nagi tors. Dziewczyna oparła głowę na moim ramieniu i poczułem jak serce nagle przyśpiesza swoje bicie. Cholera.
- Justin?
- Hm? - mruknąłem, wpatrując się w ekran telewizora.
- I tak cię nie znoszę – zachichotała cicho.
- Wzajemnie – odparłem rozbawiony.
- Będziesz się tak ślinić czy ruszysz ten swój tyłek i zrobisz mi miejsce? - spytała, krzyżując ręce na piersi.
Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Choć czasem cholernie mnie drażniła w głębi uwielbiałem, gdy taka była. Pewna siebie i pyskata. Cieszyłem się, że wróciła. Wciąż z uśmiechem na ustach przesunąłem się w bok, robiąc jej miejsce. Destiny chwyciła ze stolika pilot i włączyła telewizję, zajmując miejsce tuż przy moim ciele. Jej długie włosy łaskotały mój nagi tors. Dziewczyna oparła głowę na moim ramieniu i poczułem jak serce nagle przyśpiesza swoje bicie. Cholera.
- Justin?
- Hm? - mruknąłem, wpatrując się w ekran telewizora.
- I tak cię nie znoszę – zachichotała cicho.
- Wzajemnie – odparłem rozbawiony.
____________________________________________________________
Poprzedni
rozdział był okropny, dlatego starałam się jak najbardziej Wam to
wynagrodzić. Myślę, że ten wyszedł całkiem nieźle, a także
długość jest zadowalająca. W następnym będzie więcej
Harry'ego, to mogę zdradzić :)
A Wy co o nim sądzicie?
Spodziewalibyście się takiego zachowania po Jasonie?
I co sądzicie o przemyśleniach Justina? Uda mu się zdobyć Destiny?
Dziękuję Wam za tyle komentarzy. Każdy motywuje mnie do dalszej pracy, ponieważ publikuję to dla Was i ogromnie się cieszę, gdy jest ich tak dużo. To wiele dla mnie znaczy. I tyle wejść, jejku. Nie spodziewałam się, że to ff Wam się spodoba. Naprawdę bardzo Wam dziękuję ♥
Tych, którzy jeszcze nie widzieli zapraszam na zwiastun, który wykonałam :)
A Wy co o nim sądzicie?
Spodziewalibyście się takiego zachowania po Jasonie?
I co sądzicie o przemyśleniach Justina? Uda mu się zdobyć Destiny?
Dziękuję Wam za tyle komentarzy. Każdy motywuje mnie do dalszej pracy, ponieważ publikuję to dla Was i ogromnie się cieszę, gdy jest ich tak dużo. To wiele dla mnie znaczy. I tyle wejść, jejku. Nie spodziewałam się, że to ff Wam się spodoba. Naprawdę bardzo Wam dziękuję ♥
Tych, którzy jeszcze nie widzieli zapraszam na zwiastun, który wykonałam :)
Zapraszam
na collision-fanfiction
Buziaki,
do następnego ♥
błędy sprawdzę jutro.
błędy sprawdzę jutro.
No to jest po prostu genialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTego po Jasonie się nie spodziewałam.
Jestem ciekawa co będzie dalej pomiędzy Destiny a Justinem
genialne opowiadanie xx
@Agnes5542
dziękuję :3
Usuńjuż niedługo dowiesz się co wyniknie z ich znajomości xx
Jeju świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takich wydarzeń!
Jestem taka ciekawa co będzie z Justinem i Destiny *-*
@bemybabemaybe
Omomomo...nie Wierze ze to tak sie potoczylo....jestem ciekawa ci sue wydarzy w kolejnym..nie moge sie doczekac...jejku ale sie Jason zachowal..kompletnie sie tego nie spodziewalam..a ta ostatnia scenka..po prostu booska..czekan na Nn ;*
OdpowiedzUsuńcieszę się, że akcja nie była przewidywalna :)
Usuńcudowny. ♥
OdpowiedzUsuńzajebisty <3
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Czekam na następny , rozdział asdmaiosdjasido boski <3
OdpowiedzUsuńPukanie do drzwi, a w mojej głowie myśl "Och, to pewnie Justin, ale zaraz będzie się działo!" Udało Ci się mnie nabrać, bo to tylko Jason, który okazał się niezłym chujem. Jak w ogóle można tak kończyć związek? A próby gwałtu nawet nie skomentuję! Podejrzewam też, że specjalnie się tak napił, bo na trzeźwo nie potrafiłby z nią zerwać mając takie argumenty...
OdpowiedzUsuńJustin niczym książę na białym koniu, uratował z opresji piękną niewiastę. Dobrze, że dokopał temu chujowi, bo aż się zagotowałam na jego prostackie zachowanie.
Końcówka też super. Jak w końcu będą parą, to już nie mogę się doczekać, jak będą sobie dokuczać :D
Pozdrawiam serdecznie!
http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/
zdecydowanie jesteś jedną z moich najwierniejszych czytelniczek. jesteś ze mną od bardzo dawna, za co Ci dziękuję i cieszę się, że udało mi się Cię choć trochę zaskoczyć w tym rozdziale. prawde mówiąc sama nie planowałam na początku takiego zwrotu akcji, ale cóż :D
Usuńoch, ja nie mogę się już doczekać, aż będę o nich pisać!
buziaki xx
To, że jestem tu tak długo to tylko i wyłącznie Twoja zasługa! Uwielbiam Twoją twórczość, wręcz nie mogę bez niej żyć, więc normalnym jest moje oddanie :D
Usuń<3
OdpowiedzUsuńjasna cholera ;o
OdpowiedzUsuńza chuja nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
N I E N A W I D Z Ę Jasona.
ugh, co za kutas.
rozdział jest niesamowity.
masz cudowny sposób opisywania wydarzeń, emocji, miejsc.
masz niesamowity talent, którego Ci zazdroszczę :)
i nie uważam, że poprzedni rozdział był zły.
był tak samo wspaniały, jak ten i inne.
to tyle ode mnie ;3
czekam na kolejny x
@hazzsunshine
haha, kocham Twoje komentarze i cieszę się, że udało mi się zaskoczyć :D
UsuńJason pokazał co w nim drzemie po alkoholu.
dziękuję Ci bardzo za te miłe słowa, to wiele dla mnie znaczy ♥ sama jestem dość krytyczna w stosunku do swojej twórczości oraz samej siebie.
jeszcze raz dziękuję xx
o mój boże!
OdpowiedzUsuńjuż myślałam że to Justin puka do drzwi, a tu Jason :o
zachował się jak zwykły skurwiel -.-
mój boże boże boże <333
"Po prostu powiedz, że chcesz żebym się rozebrał" <3
haha ♥ czekam na kolejny <3
wiedziałam, że spodziewacie się Justina, więc taka mała niespodzianka :D
Usuńach ten Justin ♥
Ten rozdział jest genialny! Strasznie mi się podoba! Tak bardzo chcę już kolejny! Bardzo dziekuję Ci za to że piszesz <3
OdpowiedzUsuń@JustenAkaMyLove
a ja dziękuję za tak cudownych czytelników ♥
Usuńprzecież sie nienawidzili a już sie w sobie zakochali :d
OdpowiedzUsuńnie wydaje mi się abym w którymkolwiek momencie napisała, że któreś z nich się w sobie zakochało :))
UsuńFanstastyczny rodział ;) szczerze mówiąc nie spodziewałam sie takiego zachowania ze strony Jasona zaskoczyło mnie. Ciesze sie żeJustin wszedł w odpowniednim momęcie. Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału dlatego życzę dużo weny xo :*
OdpowiedzUsuńPoprzedni rozdział Ci nie wyszedł? hahahahahha co? Nie zgodzę się z tym!
OdpowiedzUsuńa co do tego rozdziału to wow wow wo i jeszcze raz wow o.o Co jak co, ale po Jason'ie bym się tego nie spodziewała, totalny dupek i tyle......
Hahahhahaha Destiny i Justin chociaż chwilę potrafili być do siebie mili :D
ok i z niecierpliwością czekam na nn rozdział <3 @ilysm_jbiebs
kocham to <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM *__*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie nna nowy :)
no nie napisałas ale zapewne tak bedzie . Troche dziwne ze sie tak tulili xd
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wszystko opisałaś, ale nie czytam o Justinie Biberze. Nie lubię go i po prsotu nie czytam takich opowiadan :). Rób to co lubisz i pisz dalej, jeśli go lubisz :). Napisałam ten komentarz, tylko dlatego, że zostawiłaś swój opis w spamie, gdybyś nie pisala o Justinie może bym się skusiła, ale sama wiesz...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Amy ;)
Zapraszam również do siebie :)
http://melodie-serc.blogspot.com/
Nie często decyduję się na czytanie opowiadań, w których znajduję Biebera, ale to mnie jakoś do siebie przekonało :) Być może nie pałam do niego jakąś szczególną sympatią, ale też nie hejtuje go jak wszyscy w około.. Muszę przyznać, że opowiadnie bardzo mi się spodobało :) Jason okazał się totalnym dupkiem, a pokładałam w nim takie nadzieje! Myślałam, że będzie love do końca życia, a Justin wpieprzy się między nich :D Ale cóż.. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się niedługo, a chciałabym być też informowana o nowych notkach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam też do siebie :P
[irreplaceable-gentleness.blogspot.com]
KOCHAM <3
OdpowiedzUsuń